niedziela, 22 czerwca 2008

Cannes 11



Padam. Z przejedzenia. Francuziki bez wątpienia jedno potrafią – karmić. To mity z tym ich mistrzostwem oralnym, jedyne, co im dobrze wychodzi, to właśnie gastronomia. Po prostu mistrzostwo w samo sobie. Jutro, w dniu powrotu do PL, zapewne nie dam rady zjeść przyzwoitego obiadu, więc postanowiłem zrobić to dzisiaj. I się nie rozczarowałem. Wybrałem miejsce francuskojęzyczne, żadnych tłumaczeń w menu, zdany wyłącznie na siebie, to, co mi żona-romanistka powiedziała, przetłumaczyła.

W PL od razu by mnie wyruchali, „koleś, dopłata za dodatki” typu frytki, tutaj – wręcz przeciwnie. Wszystko, z założenia, wliczone w cenę. Płacisz i masz. I jeszcze nagietkową przystawkę. Niech żyje Francja. Tak, w przypadku karmienia bliźnich Francuziki osiągnęły szczyty sztuki; niech trwa na zawsze, co po prostu doskonale się sprawdza. Przejadłem się jak dzika słowiańska świnia. Aż mi przykro. Kosztowało. Ale warto było – bo po prostu smacznie, obficie, z gustem. PL niech się uczy, niech się uczy.

Brak komentarzy: