wtorek, 10 listopada 2015

Nowa proza - Przerwany sen Kashi

Nawet najbardziej krnąbrne mądrale muszą przyznać, że najgorsze sny to takie, które kończą się gwałtownie, przerwane niechlujnie jak pępowina przez doszczętnie pijanego położnika, co zrobił swoje, by legnąć po chwili na podłodze porodówki we własnych wymiocinach, obojętny na kwilenia niemowlęcia i pojękiwania matki.
I to właśnie, tak mniej więcej, przydarza się Kashi.
Kashia ma swoje powody, żeby obudzić się około czwartej nad ranem, przejechać dłonią po obficie spoconym czole, po czym w naturalnym odruchu wytrzeć mokre końcówki palców o rudą, kędzierzawą czuprynę Daniela. Albo Teo. Precyzując, ta męska jednostka biologiczna, pomimo swoich dwudziestu dziewięciu lat nie ma ani jednego włoska zarówno na głowie (wypadły zaraz po dojrzewaniu), jak i na całym ciele (laserowo wydepilowane). Rozmaże mu je więc z impresjonistyczną pasją na czole, niech spłyną prosto w kąciki ust, podrażniając receptory naturalną solanką.
Daniel i Teo.
Śpią, ba, niekiedy pochrapują w najlepsze po obu stronach Kashi. Każde z nich przykryte jest osobną kołdrą, wedle ustaleń, żeby nie dochodziło do niepotrzebnych, fakultatywnych zbliżeń. Jak równo, to po równo, ustalili na samym początku, kiedy wpadli we własne objęcia. Dotychczasowy status relacji: sto osiemdziesiąt dni razem. Od pamiętnego zjazdu Rekonkwisty w superpolii Trójmiasto. Namiętną spontaniczność ułatwił fakt, że odurzeni byli ośmiokrotnie wydestylowaną wódką z domieszką ultrametamfetaminyR+, więc wszelkie złożone wówczas w amoku i jękach przyrzeczenia należy traktować z uzasadnioną pobłażliwością. Więcej w nowym numerze kwartalnika Wakat 28-29

piątek, 10 lipca 2015

Twórczość o Berlinawie

Wartki, soczysty, nie stroniący od dosadnych sformułowań dosadny styl narracji, błyskotliwe porównania, lingwistyczne gry ze skojarzeniami oraz radosne słowotwórstwo - językowa przestrzeń książki Dawida Kornagi fascynuje ostrym, szczerym przekazem, finezyjnie podszytym mocno ironicznym poczuciem humoru. Mówiąc krótko: Berlinawa to nowoczesna, drapieżna polska proza w naprawdę dobrym wydaniu. Więcej w najnowszym numerze Twórczości (2015, nr 7)




























wtorek, 10 marca 2015

Spotkanie w Instytucie Goethego w Warszawie

Świat po polsku i świat po niemiecku
Spotkanie z Dawidem Kornagą, autorem powieści Berlinawa
Prowadzenie: Tomasz Ososiński

Instytut Goethego w Warszawie, ul. Chmielna 13A
sala 119
13 marca, godz. 18.00

piątek, 13 lutego 2015

Sendecki o Berlinawie

Przyznać trzeba, że Kornaga postawił sobie zadanie dość ambitne, bo perypetie dwóch głównych bohaterek, uroczych Oli i Uli, wiążą się nie tylko z zaślubinami Berlina z Warszawą, lecz znacznie bardziej egzotycznym stykiem hipsterstwa z naziolami obojga narodów. Więcej na stronie Art & Business

niedziela, 8 lutego 2015

Wywiad dla Art Papier

A.Ł.: W Twojej najnowszej książce odbywamy topograficzną wycieczkę po dwu miastach. Najpierw poznajemy Berlin, w kolejnej części przenosimy się do Warszawy, aby w finalnym rozdziale znaleźć się w tytułowej Berlinawie. Czy pisząc książkę, empirycznie krążyłeś pomiędzy tymi stolicami? Zresztą ta niemiecka destynacja wydaje się popularnym kierunkiem młodszego pokolenia pisarzy. Jak sądzisz, dlaczego Berlin tak mocno przyciąga?

D.K.: Nie to, żebym chciał podważyć cudze zasługi, ale nie znam żadnej publikacji w polskiej współczesnej literaturze, która by tak mocno, bezkompromisowo i bez bydlęcego zachwytu „osiadłego emigranta” eksplorowała, nawet reportażowo, Berlin. O „Berlinawie” nie wspomnę(śmiech). Mogę iść w szranki z każdym autorem, kto lepiej orientuje się w klubach, eventach, pewnych specyficznych miejscach czy przysłowiowo kuma bazę czysto berlińskiego rapu. Nawet z autorami znad Sprewy. Fakt, znam dobrze niemiecki, więc mam ułatwione zadanie, no ale właśnie. Rory Maclean w swojej książce „Berlin: Imagine a City” napisze, że to miasto cierpi na wieczną niestałość, zmienia się ciągle i to określa jego tożsamość. To pociąga tych, którzy poszukiwali zmiany również w sobie. Choćby pisarz Christopher Isherwood czy David Bowie. Długo by wymieniać ten streaming idei i ciał. Berlin, w którym rozkwitł nazizm, przez ostatnie 25 lat spłaca swój dług, za który i tak został już ukarany Murem. Spłaca właśnie kultem wolności i poszanowania inności. Szacunkiem dla natury oraz odmienności, również związanej z preferencjami seksualnymi. Berlin jest zachwycającym wzorem tatuażu, którym warto się „dziarać”, poznając kolejne odsłony tego unikalnego lifestylu, który jedynie chyba z Amsterdamem po godzinie 2:45 mógłby się mierzyć, lecz zapewniam, bez takich ostatecznych konstatacji. Berlin od wieków tworzyli przyjezdni – w przeciwieństwie do innych niemieckich miast czy landów. Wpierw niderlandzcy rzemieślnicy, którzy pomogli osuszyć dzisiejszą, historyczną dzielnicę Mitte, po nich pojawili się Szkoci i Francuzi. Wreszcie po drugiej wojnie światowej Turcy, no i my. My! Germańska nietolerancja i poczucie rasowej wyższości chcąc nie chcąc musiało skapitulować, choć pół na pół, przed takim napływem. Berlin to najbliższe nam miasto-metropolia, bez starówkowych projekcji i pretensji, więc siłą rzeczy kontrapunktem jest Warszawa. Zestawienie symboliczne, nie ukrywam. Jednak reszta była ciężką pracą, okupioną przyjemnością zagłębiania się w dwóch żywych, miejskich organizmach. Prątki i krętki. Róże i kolce. Można rzec, podpiąłem się do dwóch kroplówek, a w każdej esencja danego miasta, i tak żywiony ich charakterami, będąc nieustannie to tu, to tam, budowałem cierpliwie niejednoznaczny świat „Berlinawy”. Więcej na stronie