A przy przy tym jakże symptomatyczny fakt, nie tyle fakt, ile definicja naukowa. Starzy liderzy osuwają się stopniowo na dalszy plan, w stronę morza, fal odchodzących, milknących, na ich miejsce: nowe ciała, nowi zdobywcy, młodzi, prężni, jędrni. I jędrne biusty. I uda. I klatki piersiowe. I genitalia, "hałaśliwe" jak świeżo zakupione grzechotki. Świat się bawi (z licznymi wyjątkami). Podsumowanie: mięczaki są sami sobie winni. Tu nikt się nie użalał. Nad czymkolwiek. Boli. Kto tego nie pojmuje, widocznie albo za mało doczytał, albo naprawdę nie ma ikry. Ale boli.
Droga powrotna. Owa Rue d'Antibes. Ni człowieka, ni ducha. To dobrze. Przynajmniej - wniosek z tego taki - w Cannes po drugiej nad ranem unikniesz wpierdolu. I dobrze.
2 komentarze:
Czyzby w 5. ksiazka miala miec hedonistyczny posmak?
Hmn, kto to wie..
Prześlij komentarz