niedziela, 18 listopada 2007

W przymierzalni (życia)

Oto spodnie, które - teraz przymierzane - za chwilę po obopólnej akceptacji będą kupione (centrum handlowe Janki).
Każda wizyta w sklepie, szczególnie w przymierzalni to co dla niektórych prawdziwa droga krzyżowa, kolejne kabiny jak kolejne stacje, krzyż coraz cięższy, ubrania się dwoją i troją, bezwzględni Rzymianie-kobiety każą podążać dalej, okładając nowymi propozycjami zakupu:
"Leży? Dobrze leży? Układa się z tyłu? Z przodu? Tu za długie. Tam za krótkie. Jesteś pewien? Spójrz jeszcze raz".
Żadna literatura nie wyrazi intensywności wahań, jakie mają miejsce w przymierzalni. Szczególnie, gdy ubranie niby dobrze leży, fason niby idealny, ale coś nie gra a to z tej, a to z tamtej, jakiś fałd, rozciągnięcie, nie taki sznyt.
To prawdziwy film sensacyjny, obfitujący w zaskakujące rozwiązania.
"Zgadza się, masz rację, ta spódnica jest za szeroka, ale za to ta, pamiętasz, ta przy tych zielonych bluzkach jest w sam raz. Przyniesiesz mi ją?"
Więc idziesz, mieszasz się z tłumem ubrań, z tęsknotą spoglądasz na wieszaki, myśląc w przypływie depresji sklepowej, że chętnie byś się na jednym z nich powiesił.
Na szczęście ja w takich sytuacjach jestem ostoją spokoju. Pod warunkiem, że ubranie naprawdę przypadnie mi do gustu. Naprawdę...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mam wrażenie, że Ty w ogóle jesteś spokojny i dość skuteczny w katalizowaniu emocji...

Moja mówi do mnie wczoraj - chodź, pokażę ci co kupię, kiedy odłożymy trochę pieniędzy. Ja do niej, że najpierw odłóżmy pieniądze, a potem będziemy bawili się w przymierzanie. Ona nalega, więc kapituluję, zbliżamy się do przymierzalni, a tam trzy babsztyle z rękoma obwieszonymi dziesiątkami ubrań, pomimo wyrytego czarno na białym limitu czterech sztuk. Już sobie to wyobrażam, jak się taka dorwie do kabiny, to będzie pół dnia deliberować nad każdą z wersji, aż jej w końcu doby sklepowej zbraknie. Mówię kategoryczne ,nie’ i niemal ciągnę ją ku wyjściu, jak matka ciągnie za przedramię rozhisteryzowanego bachora. Jeszcze, w geście wymuszonej grzeczności przykładam jej ubranie do ciała i mówię, że jestem pewien, że będzie wyglądała super, ale teraz musimy już naprawdę iść, bo trzeba nakarmić chomika, bo mi nowy pomysł do trzeciego Socjopaty ucieknie, bo chcę zdążyć na jakiś program w telewizji. Jeszcze raz wygrywam w prawdziwie żenującym stylu.

Anonimowy pisze...

hm... tytuł wielce sugerujący.... Te ciuchy do mierzenia i sprawdzania , czy pasują też..... Niektórzy mówią, ze dobry byle łach, aby nie być gołym. Ja tam chyba wolałabym być goła niż cierpieć z powodu uwierania... - Dorota