piątek, 23 listopada 2007

Los pizzera

Będąc dziś na obiedzie w pizzerii, nie mogłem się skupić na powtarzaniu słówek niemieckich, które wziąłem ze sobą „w oczekiwaniu na realizację zamówienia”.

Przy sąsiednim stoliku siedzieli dwaj mężczyźni, którzy mieli zdecydowanie wyregulowane struny głosowe. A też przez emocje, jak się za chwilę okaże. Pierwszy z nich to facet w sportowych butach, różowej koszuli w białe paski i narzuconym na nią rozpinanym swetrze we wzory, których powstydziłby się nie tylko macho. Drugi miał na sobie firmowe wdzianko, pochylał się nad umową i słuchał tyrady sweterkowca, który - łatwo się domyślić - był szefem. Bossem pizerii. Bogiem dodatków. Światłością sosów i parmezanu.

Wyczuwało się między nimi specyficzne napięcie – wiadomo, że nie rzucą się sobie do gardeł, bo w miejscu takim jak to z założenia jest się sytym. Ale przez te bite kilkadziesiąt minut wiedli spór o kompetencje. Pracownik, który miał podpisać nową wersję umowy, chłopak z pierwszymi bruzdami na czole stanowczo się nie zgadzał z właścicielem, wypominającym mu jakieś zaszłe sprawy. Szkoda, że muzyka głośno grała, dowiedziałbym się więcej. Gdybym miał wujka w CBA, załatwiłby mi taki fajny aparat podsłuchowy, a tak mogę liczyć jedynie na moje trąbki, bębenki i ślimaki, przytępione przez latami słuchany rap, techno i black metal. Ze strzępów rozmowy wynikało, że szef tworzy ad hoc zasady promocji, o których zapomina, albo które sobie przypomina, więc zdezorientowany pizzer raz np. daje klientom gratisy, raz nie... Stąd pizzeria notuje straty finansowe.

Zawsze więc, kiedy pomyślisz, jak ci źle na tym okrutnym świecie, biedactwo moje, ten wpis czytające, pomyśl o biednym pizzerze, którego życie kręci się dokoła – zresztą okrągłej – pizzy i jej dodatków. Dodatkowo kontrowersyjnych.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

O smutnym losie pizzera (m.in.) opowiada scenariusz pilota do ‘Bloody Foreigners’, którego jestem współautorem. Ciągle te autobiograficzne wątki...

Dawid Kornaga pisze...

Może czas skończyć z autobiografią?

Anonimowy pisze...

Nie ma nic przyjemniejszego niż chłostanie się pejczem autoironii.

Lu pisze...

Taki masochizm ma swoją drugą stronę ;)

Może pejcz zastąpić kijem? Przyjemność innego rodzaju, daleka od ciętych ripost pejcza, kij ścina z nóg.

Dawid Kornaga pisze...

Rzeczywiście, kij to ciekawsze i bardziej kreatywne rozwiązanie niż pejcz. O ile skutki flagelacji są łatwe do przewidzenia, to kij trafia w przeróżne miejsca, a intensywność bólu jest zawsze zagadką.

Anonimowy pisze...

Panowie, litości, ledwie dwie książki wydałem, a wy już chcecie mnie okładać kijami. ;)

Dawid Kornaga pisze...

Spokojnie Daniel, to nie zarzut, to retoryka...

Lu pisze...

Dokładnie, ja przecież nie miałem jeszcze "Socjopaty" w rękach. Dzięki porównaniom do "Dnia Świra" jestem jednak do niej bardzo pozytywnie nastawiony. Uważam, że to jedna z najlepszych polskich (czarnych) komedii. Mam jednak wrażenie, że Adasiowy trop już się Koterskiemu wyczerpuje... Na "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" przeżyłem prawdziwą drogę krzyżową. I nie jest to komplement.