czwartek, 13 marca 2008

O wózku, który jeździł metrem

Wracając z klubu Regeneracja po pokrzepiającej intelektualnie, przyjacielskiej konwersacji, wysiadając na ostatniej stacji metra Kabaty, w drodze do bliskiego już domu, patrząc na pociąg odjeżdżający za parę minut w stronę centrum, dostrzegając ze zdumieniem w ostatnim wagonie wyładowany zakupami wózek z pobliskiego Tesco, patrząc i zerkając, wierząc i nie wierząc, wnioskując, że jakiś ktoś najzwyczajniej w świecie uprowadził go spod hipermarketu, wjechał nim do windy przy al. KEN, następnie zjechał na peron i wpakował się bez zażenowania do wagonu, zastanawiając się, jak nadzwyczajne, zaskakująco hollywoodzkie bywają ludzkie szajby, wchodząc po schodach do wyjścia z metra, kręcąc głową, uśmiechając się, kończąc powoli dzień i ten opis.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Może koleś wyczytał o trzech dniach ciemności i robi po prostu zapasy...

Dawid Kornaga pisze...

Ale żeby wózki podpierdalać?

Anonimowy pisze...

Znasz Polaków, jak już zaczną kraść, to razem z mlekiem wyniosą krowę. Ostatnio, będąc w supermarkecie natknąłem się na kradzieży alternatywnej, polegającej na napełnianiu żołądka rzeczami na wagę: różnymi orzechami, rodzynkami itp. Stoi taka kurwa w słusznym wieku i bez żenady zachowuje się jak wielki chomik przed miseczką wypełnioną smakowitościami...