piątek, 21 marca 2008

Francologia

Dla równowagi psychicznej, o ile to możliwe, bo wizja fartucha bezpieczeństwa potrafi prześladować jak porzucona była dziewczyna, wczoraj w ciągu jednego dnia przeczytałem Jak rozmawiać ze ślimakiem Clarke'a. I chyba dobrze mi to zrobiło.

To nie jest książka dla ludzi, którzy nigdy nie byli we Francji, a przynajmniej w Paryżu, a to zasadnicza różnica, którą Clarke wyjaśnia ze wspaniałym poczuciem humoru. O ile jego powieści o przygodach osiadłego we Francji Anglika (o korzeniach jak najbardziej biograficznych), w znanym cyklu Merde, ocierają się o żenującą szablonowość, to poradnik po francuskiej duszy jest dziełkiem udanym, iskrzącym humorem, można rzec:

- Panie Clarke, więcej takich eseistycznych patchoworków, a mniej powieści, uniknie pan dzięki temu żenującej, ocierającej się o fabularne grafomaństwo kompromitacji.

Żona, która jest romanistką, pierwsza przebrnęła przez Ślimaka, niejednokrotnie wzbudzając zdziwienie pasażerów w metrze, co tak rozśmieszyło tę blondynkę, zbiór kawałów o niej? Śmiech w pełni uzasadniony, Clarke błyskotliwie odkrywa francuskie psyche, poddając ją miażdżącej krytyce, a równocześnie potrafi dostrzec jej zalety - w końcu żyje tam kilkanaście lat. I wątpię, by coś go skłoniło do powrotu do Anglii, chyba że polepszy się tam kuchnia, kobiety wyszczupleją, a deszcz będzie rzadziej padał.

W każdym razie to naprawdę nie jest książka dla tych, którzy nigdy nie mieli do czynienia z potomkami poddanych Króla Słońce. Patent komiczny polega na tym, że czytelnik poznając kolejne "podsumowania" o Francuzach ma okazję skonfrontować je ze swoimi doświadczeniami. Przeważnie wszystko się zgadza. Jest przy tym naprawdę niezły ubaw. Ja sam pozwoliłem sobie w mojej najnowszej książce zrobić parę wycieczek, wyśmiewających Francuzów. Z miłym zdumieniem przeczytałem, że Clarke ma podobne wnioski (jego bardziej realistyczne, moje zdecydowanie absurdalne, spekulatywne, choć wychodzące z podobnch przesłanek), on, prawdziwy francolog.

Tak, skoro są sowietolodzy czy sinolodzy, czemu nie mogą się pojawić francolodzy? Mają co badać, powstały pierwsze poważne opracowania. Na czele z dziełem ojca-założyciela nowej dziedziny nauki, pana Clarke'a.




Brak komentarzy: