sobota, 15 marca 2008

Spodenki

W piątek, nim wylądowaliśmy w Klubie Dziennikarza, po raz pierwszy byliśmy w restauracji Rooster (znanej sieciówce, która udaje amerykańską restaurację) na Krakowskim Przedmieściu, naprzeciwko kościoła św. Krzyża, tego z pochylonym Chrystusem u wejścia, który teraz ma dodatkowy powód, by udawać uparcie, że nie dostrzega wdzięków współczesnych odmian Marii Magdaleny.

Chrystus ma bowiem uzasadnione powody, by ukryć swoje zażenowanie.

Ktoś nieźle to sobie wymyślił, coś na zasadzie spełnionych snów starego, przejedzonego świntucha: kelnerki w Kogucie noszą obowiązkowo ultrakrótkie czerwone spodenki. Nieprzygotowany na wstrząs głodny konsument płci męskiej heteroseksualnej wchodzi do środka i zamiast skupić się na menu, musi okiełznać swoje wiecznie nienasycone instynkty.

- Zamawiam uda. To znaczy, udka - bąka z roztrzepaniem godnym starego profesora filologii łacińskiej.

Czy owe spodenki to marketingowe nawiązanie do koguciego grzebienia, czy też barwy nabrzmiałego członka, a konkretnie żołędzi, tego nie wiem na sto procent, wiem za to na sto dziesięć procent, że wbrew pozorom to nie te młode laski, zarabiające na życie podawaniem jedzenia i picia, czują się upokorzone. Upokorzeni są napruci miśkowie, którzy chcieliby, a nie mogą, bo czapa, w nos i wynocha z lokalu.

Nie ma bowiem nic gorszego w konsumpcji zamówionego dania, jak inne danie w pobliżu, zdecydowanie smaczniejsze i warte schrupania już teraz, zaraz i natychmiast.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Rooster - cock. Ten sam trop...