wtorek, 25 marca 2008

Ławka?

W pewnym mieście, w pewnym parku była sobie pewna ławka. I pewnego dnia pewien dewastator pozbawił ją siedziska, może zabrał je na opał do kominka, może cisnął do pobliskiej rzeki, niech popłynie do Sanu, Sanem do Wisły, Wisłą do Bałtyku, aż fale wyrzucą ją na szwedzką plażę, gdzie dopełni się jego los w rękach opiekuńczego państwa, skończy jako przykład polskiej skłonności do dewastacji, wywieszą ją na rynku w Malmö ku przestrodze socjalizowanych w jedyny słuszny sposób skandynawskich dzieci; może ów niszczyciel działał z fantazją godną Karola Maya, może swój postępek przebrał w indiański pióropusz, jaki to z niego mistrz skalpowania ławek, żadna mu się nie oprze, jak ją sobie namierzy, herkulesową ręką podważy, to zawsze w przeciągu parunastu sekund - rozpierdoli... Nieważne może, ważne, że ławka utraciła swoją ławkowatość. Zakochani tu nie przysiądą, nie pójdą w ślinę, nawet okoliczni pijaczkowie nie spoczną na dwa łyki, chyba że jakiś pisarz, który w okaleczonej ławce dojrzy inną, lepszą ławkę, ławkę niespełnioną, ławkę na miarę literatury egzystencjalnej, usiądzie na niej wygodnie, rozmyślaniom się podda, a pośladki będą mruczały, że siedzą, choć nie siedzą, wtedy ławka się reaktywuje, i powróci do świata żywych ławek, mając gdzieś urząd miasta i jego urzędników, którzy nie mają serca dla skrzywdzonych ławek, bo ani się nie zakochują, ani nie chcą przysiąść na dwa łyki.

Brak komentarzy: