wtorek, 22 stycznia 2008

Worki

Przez ostatnie dni W-wa przypomina Londyn. Albo Bretanię w zimie – zamiast śniegu deszcz, mnóstwo deszczu. Pada rano, pada w nocy. Ja akurat lubię przez jakiś czas taką aurę (jako fan m.in. blackmetalu...), większość ludzi czuje jednak narastające przygnębienie. A to Blue Monday, a to gwałtowne spadki na giełdach, specjaliści od gospodarki obwieszczają recesję, a jak recesja, to bezrobocie, a jak bezrobocie, to zwolnienia, i w ogóle tylko się pochlastać, albo oddać honorowo krew na szczytny cel.

Tylko producenci czarnych worków na zwłoki nie mają powodów do narzekania. Prasa jedno, znajomi drugie, więcej dowodów nie trzeba. Na przykład ostatnia niedziela, po godz. 16. Intensywna ulewa miasto zalewa, szaruga głupa z ludzi struga, zmysł orientacji świruje. Przy ulicy Nowolipki, tuż przy przejściu dla pieszych samochód uderza w przebiegającego przechodnia, ciało leci jak manekin testowy w stronę przystanku autobusowego, gdzie pada bez ducha. Radiowozy z włączonymi kogutami w pełnej krasie, zbyteczna już karetka, gapie. I produkt pierwszej potrzeby – czarny worek.

Kiedy dwa lata temu urządziliśmy w naszym mieszkaniu Sylwestra, po kilkudziesięciu gościach została kupa śmieci i pustych butelek jak w monopolowym. Oprócz kilku reklamówek ze śmietkami, wyniosłem osiem zapełnionych po brzegi sześćdziesięciolitrowych worków. Przez trzy dni bolały mnie mięśnie i stawy. Zwłoki ważą znacznie więcej, są też większe, no chyba że dziecka. Na logikę potrzebny jest co najmniej dwustulitrowy worek, by pomieścić w nim sztywnego nieszczęśnika.

Szczególnie narażeni na bezwzględną konfrontację z pojazdem są staruszkowie. Niedowidzący, niedosłyszący, gaszeni przez biologię i postępujące schorzenia. Sąsiadujące ze sobą Dni Babci i Dziadka zapisały się w tym roku wyjątkową liczbą babć i dziadków, którzy nie dotarli na przyjęcia z ich okazji i nie odebrali prezentów od wnuków. I to wcale nie jest śmieszne.

Tak objawia się przesilenie zimowe; niewidzialny halny, panoszy się po całym regionie, mieszając w głowach. Minione wakacje zdają się sięgać przed naszą erę, nadchodzące wydają się nieosiągalną przyszłością na miarę XXV wieku. Niektórzy pocieszają się karnawałem, co z tego, skoro zaraz się skończy, a katolicki dyktat przytłamsi emocje i żywioł odreagowania w bałkańskim stylu przez całą zimę. Jeszcze inni szukają namiastki słońca. Znajoma żony poleciała na Teneryfę. Jej natura jest tak przedziwnie skonstruowana, że zawsze przyciąga jakieś nieszczęście, jakiegoś pecha, komplikację, przeszkodę, rozterkę. Nawet tam, na Wyspach Kanaryjskich dopełniło się jej małe prywatne fatum. Burze piaskowe zdarzają się na Teneryfie średnio dwa razy do roku. W różnych porach, niekoniecznie teraz. A jednak...

Godzina 12.30. Deszcz zamienił się w śnieg. Płatków co piór na kurzej farmie.



3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czarne worki, nieodłączny element potrzebny do samorealizacji jednego z moich ulubionych bohaterów ostatnich lat - Dextera Morgana...

Anonimowy pisze...

Ps. Zastąpmy ,element’ ,rekwizytem’, będzie nieco poprawniej.

Dawid Kornaga pisze...

Nie musi być poprawniej.