sobota, 19 stycznia 2008

Krople


O takich dniach, jak dzisiejszy, ludzie w miarę kulturalni mówią, że jest pod psem, a rozeźleni - że... Cóż, inwencja lingwistyczna nie zna granic, nie mówiąc już o umiarze.
Nie wiem, jak w górach, w W-wie pada praktycznie od rana. Nic się nie chce, a jak się chce, to tak, że prawie się nie chce. W powietrzu niewidoczne duszki lenistwa podsuwają zachęcające wizje rozwalenia się na sofie, rozłożona gazeta nadstawia swoje szpalty, by je posiąść oczami na parę godzin, butelka chilijskiego wina sama się grzecznie odkorkowuje, kieliszki łaszą się pod ręką. Wszystko mówi:
- Wrzuć na luz.
Mamy gości, więc bez względu na to, czy śnieg, czy deszcz, czy bomby, roje zmutowanych szerszeni, akwizytorzy Amwaya, my i tak przemierzamy miasto, kawa, procenty, kalorie niosą, kopią, popychają. Teraz chwila relaksu, lecz za pół godziny kolejna porcja rozrywki - w Hard Rock Cafe.
Zauważyłem, że z wiekiem robię się coraz bardziej rozrywkowy. Niektórzy moi koledzy dziadzieją, w domciu pozostają, tu herbatka, tam kapcie, kiciu, sryciu i te pe. A ja nic, pysznie hardy, po paru godzinach pisania, wychodzę łapać kolejny kres nocy. Byle ten zapał nie zaprowadził mnie kiedyś to do dzielnicy czerwonych latarni w Amsterdamie. A jeśli. A jeśli, to... zapłacę za to.

1 komentarz:

Lu pisze...

Zapłacisz, zarobić też możesz... np. wrzód weneryczny ;)