Z reguły nie piszę na tym blogu o filmach, które oglądamy - ale tak jak w przypadku 4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni - i tym razem nie wytrzymam, i coś skrobnę. Zwłaszcza, że polscy krytycy różnie go oceniają, z przewagą minusów. Cóż, muszą być zblazowani przez te wszystkie darmowe zaproszenia na premiery. Poza tym chyba zapominają, gdzie toczy się akcja. Nie w Paryżu, nie w Kopenhadze, ale mieście podzielonym przez religie i konflikty etniczne, mieście, które całując Zachód daje się równocześnie pieścić Wschodowi. Uważam, że krytycy w Cannes, którzy od razu zauważyli i docenili ten film, wykazali się większym nosem. I sercem. Bo Karmel należy oglądaćwłaśnie sercem; to film niezwykły: delikatny, kolorowy, pełen subtelnego dowcipu, kobiecy. A przede wszystkim bezpretensjonalny. Dotąd z Bejrutem miałem styczność dzięki www.beirutnights.com, teraz wchodząc w przezabawny, ale i pełen ludzkich dramatów świat Karmelu, mogłem zobaczyć to wyjątkowe miasto prawie osobiście. Karmel sprawił, że podczas jego oglądania sam miałem ochotę zamienić się w kobietę. Niech żyje depilacja!
2 komentarze:
Anonimowy
pisze...
Zatem dodaję ,Karmel' do mojej filmowej poczekalni. ;) Pzdr.
2 komentarze:
Zatem dodaję ,Karmel' do mojej filmowej poczekalni. ;) Pzdr.
Jeśli się rozczarujesz, podaj numer konta, oddam kasę...
Prześlij komentarz