niedziela, 27 stycznia 2008

Lody na patyku

W sobotnią noc wykazaliśmy się nie lada odwagą, wybierając się na imprezę urodzinową naszego znajomego. Wiatr był nieprawdopodobnie silny, taki tropikalny, który wyrywa palmy, przekręca pagody, przewraca słonie, rzuca pytonami. Pałac Kultury i Nauki aż się przechylił z przerażenia. Pewien poseł PiS-u wyszedł z pokoju hotelowego, i gdzieś go wywiało; znów o jednego mniej w klubie, uf!

Żeby nie było nam za dobrze, to jeszcze ciął deszcz. Poziomo. Kto nieopatrznie otwierał parasolkę, jakaś moc wyrywała mu ją z dłoni, zamieniając na parę sekund w zwariowaną ćmę.

Ale dotarliśmy, mokre kurczaki. Party miało bardziej charakter konwersacyjny niż jumpingowy, więc w efekcie nadawaliśmy jak młodzieżowa rozgłośna radiowa. Poznaliśmy m.in. świetną parę Anię i Maćka, a ja rasową dziennikarkę radiową – Kasię.

Kasia powinna prowadzić na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych wykład monograficzny Reportaże z Ziemi Świętej (i Ostrzeliwanej). Jej opowieść o Izraelu, zeszłych i obecnych konfliktach z Palestyńczykami to gotowy do druku artykuł. Mieszkała w kibucu. Co najmniej dwa razy uniknęła śmierci w zamachu bombowym (raz stała przez chwilę przy samochodzie, który kilka minut później wyleciał w powietrze). Normalnie Wojciech Jagielski w spódnicy.

Trochę lat minęło od mojej lektury Wojny Żydowskiej Flawiusza; wczoraj starożytność mieszała mi się ze współczesnością, Stary Testament z Koranem. Przypomniał mi się przy okazji mój ulubiony film z czasów młodości, lekko erotyczna komedia produkcji niemiecko-izraelskiej Lody na patyku. Natłukli tego z osiem sztuk. Chyba z kilkanaście razy je obejrzałem. Humor w sumie prosty, później prostacki, lecz z pespektywy czternastolatka, oglądającego wyczyny trzech kumpli z Tel Awiwu, liczył się klimat filmu, spożywane owoce zakazane i ta przedziwna lajtowość, praktycznie niewyobrażalna w tamtym rejonie – a jednak możliwa. Tam, gdzie wybuchają bomby, ludzie spieszą z kochaniem…

Zatem viva Izrael, viva Victoria, jak śpiewała Dana International (piękna kobieta, która kiedyś była mężczyzną) w hicie Diva, zwycięzcy Eurowizji w 1998 r.

6 komentarzy:

Lu pisze...

Pamiętam dobrze odcinek "Lodów na patyku" z puszczalską "kuzynką z Polski" (która wyglądała raczej jak szwedzka gwiazda porno). W ramach przyjacielskiej przysługi została udostępniona grubemu Benowi, któremu zawsze za coś się dostawało. Tym razem nie mogło być inaczej...

Anonimowy pisze...

Pamiętam, jak kiedyś na koloniach, jeden z obrotniejszych kolesi wmówił wychowawcy, że ,Lody na patyku' są lekką komedią dla dzieci i młodzieży; wychowawczyni rezolutnie wypożyczyła film i puściła video zebranej w skupieniu gawiedzi. To co potem nastąpiło stanowiło kiczowate nawiązanie do samego filmu - rumieńce wstydu, zażenowanie, radosne i głupawe chichoty, wreszcie niekontrolowane erekcje chłopaczków z mlekiem pod nosem...

Dawid Kornaga pisze...

Co do "Lodów", wszystko zależy, która część. Najlepsze są trzy pierwsze, ba, część 1 doczekała się amerykańskiej wersji. Potem to już była totalna kicha, pompowanie.

Pan Rafał pisze...

ojej, bałem się, że spotkam się z krytyką tej szalonej imprezy, która do godziny 03.30 trwała w najlepsze.

bardzo dziękuję za miły wpis (odnośnie całej imprezy :)

pozdrawiam czekając na kolejną część rzęs...

Dawid Kornaga pisze...

Nie będzie kolejnej części "Rzęs". Teraz czas należy do "Wampirów polskich".

Pan Rafał pisze...

Oj człowiek próbuje zmęczyć autora, a ten w zaparte: nie :))