sobota, 5 stycznia 2008

Armatni kaszel


Niewyleczone przeziębienie, z którym pojechałem do Austrii, ukryło się podstępnie na parę dni, uśpione procentami, emocjami i muzyką. Teraz, po powrocie, wyszło na wierzch pod postacią wręcz armatniego kaszlu. Od piątku jestem na antybiotykach (Klacid Uno), bo istnieje ryzyko zapalenia płuc. No i dużo soku z pomarańcz. Kto potrzebuje rozebrać jakiś budynek, spokojnie może mnie wezwać. Tak kaszlnę, że ostaną się po nim tylko gruzy. Szkoda, że nie mogę wybrać się dziś na miasto, nie bałbym się ni dresa, ni piesa… Kto by spróbował mi podskoczyć, skończyłby chodniku, rozwalony przez jedno kaszlnięcie. Rano wiadomość na Onecie: Znaleziono kolejnego zamarzniętego człowieka. Nieprawda, przecież to moja sprawka. Na Kabatach -15-stopniowy mróz chłodzi ludziom genitalia, straszy pieski i przegania do domu zakochane w krótkich spódniczkach laski, ale kicham na to – do tony papieru.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Zatem powrotu do zdrowia życzę. A swoją drogą, chętnie bym Cię wypożyczył, żeby popsuć burakom za ścianą imprezę.