środa, 16 kwietnia 2008

Metamorfoz

Tak jak mam słabość do współczesnego popu arabskiego, szczególnie do produkcji z Libanu, tak podoba mi się też pop turecki. Słynny Tarkan (nie zna go chyba ten, kto przespał swoje dojrzewanie, nie był na żadnej dyskotece i w ogóle jest beznadziejnym wymoczkiem) wydał niedawno nową płytę - Metamorfoz.

Odnotowuję to z tym większą radością, że uważam ją za udaną produkcję, na pewno w stosunku do poprzedniej, angielskojęzycznej, którą Tarkan chciał widocznie znów podbić listy przebojów od Istambułu po Nowy Jork, a w efekcie wyszła mu na niezła wioska... turecka. Również sukcesu płyty, na której znalazł się jego światowy megahit
Simarik (Kiss, kiss) nie powtórzy, ale słucha się tego przyjemnie; mocne beaty, otomańskie melodyjne ozdobniki, niepowtarzalny głos wokalisty. Instynktownie rozglądam się za sziszą...

Album
Metamorfoz ma tę jeszcze zaletę, że wywołuje wspomnienia z naszych wakacji w tureckiej Alanii w 2002 r., gdzie w hotelu jeden z animatorów, samozwańczy didżej puszczał na okrągło Tarkana i Eminema, Eminema i Tarkana. Było dziko, choć nie tak dziko jak w Egipcie, było mnóstwa wina, choć nie tak dobre jak w Egipcie, było gorąco, zupełnie jak w Egipcie. Wszędzie Niemcy, Rosjanie, Marsjanie i paru Polaków. Hotel był z tych z wyższej półki, więc chcąc nie chcąc skazani byliśmy na dzieńdobrydzieńdobry z dwiema parami, które ostentacyjnie nie kryły ilości zielonej gotówki w portfelu. Nazwaliśmy ich dolarowcami i trochę nam ulżyło. Faceci chodzili ubrani od stóp do głowy w Nike, kobiety świeciły, błyszczały, okulary Diora, wszystko ultramarkowe. Ale kiedy wybadaliśmy, u kogo można kupić nieco tańszą wycieczkę do Kapadocji, zlecieli się natychmiast, wyjazdy wykupili pakietami, byle upichcić parę dolców na skarpetki Nike. A Tarkan śpiewał non stop Simarik, a wino tureckie lało się, lało.

Brak komentarzy: