poniedziałek, 25 lutego 2008

Zapieprz


Widok na plac budowy; w drodze biurowiec, który wpadł mi w oko. Robotnicy jak mrówki, tysiąc szczegółów do przeniesienia, ustawienia, zespolenia. Pieczołowicie to wszystko musi być zorganizowane; to nie domek na przedmieściach, cztery pokoje i wio, dzieci robić, psa i kota kupić, jak Pan Bóg przykazał - żyć, majątek pomnażać, w weekendy grillować i cicho być. Budowa biurowca przypomina pracę nad opasłą powieścią, taką na miarę Wojny i pokoju czy W poszukiwaniu straconego czasu (o, jak ja kocham Prousta!). Setki pomieszczeń-rozdziałów, które zaludnia rój postaci pierwszo- i drugoplanowych. Całość oparta na wstępnym, wręcz niezbędnym planie architektonicznym fabuły, w przeciwnym razie budowa-pisanie porozłazi się na dziesięć stron świata i powstanie fuszerka, z której będą się naigrawać krytycy i czytelnicy.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Podziwiam mistrzów architektonicznej prozy, najpierw pieczołowicie układających plan zagospodarowania przestrzennego ksiązki, a potem występujących do wydawcy o pozwolenie na budowę, by wreszcie, w akcie finalnym, w akcie tworzenia, budować coś, co albo stanie się zapierającym dech w piersiach drapaczem chmur, na którym ludzie będą zawieszać wzrok, albo, wbrew ich intencjom, olbrzymim jednolitym molochem, na który ludzie będą wieszać psy.

Dawid Kornaga pisze...

Przeważnie jednak buduje się bez pozwolenia wydawcy:) O pozwolenie występuje się po ostatniej kropce w maszynopisie.