
- To nie jest film dla biednych ludzi – podsumowała nasze rozczarowanie żona.
Najnowszy film braci Coen rzeczywiście jest dobry, ale pozostawia obojętnym; zdarzyło się, co się zdarzyło, postrzelali, swoje powiedzieli, jedni padli, drudzy nie, ani to jakoś grzeje, ani ziębi. Zasłużone pięć gwiazdek, o szóstej, sugerowanej przez co niektórych, może sobie pomarzyć. I żaden ewentualny Oscar prawdy nie zmieni.
Wspomniana podwyżka, mam nadzieję, odbije się na pazernych sieciówkach; najgorsze, że np. w tzw. ambitnych kinach wcale nie grają wszystkiego, co należy (choćby filmu Coenów), zobligowani przez swoje kontrakty, dystrybucje itd. W efekcie wiele osób, które wydałyby te 18 zł za bilet, znów powróci do piractwa, torrentów, żałosnego złodziejstwa – ale co poradzić, skoro próbują nas ostentacyjnie skubać.
- To nie jest kraj dla biednych ludzi - dopowie moja żona.
A bez przesady, kino to nie jakieś nie wiadomo co, ot, powszechna i powszednia rozrywka, czasem bardziej porywająca, czasem mniej, żadne tam objawienie. Przynajmniej już teraz.
3 komentarze:
Najpierw multikina wykosiły konkurencję, padły wszelkie małe kina, w których niegdyś rodziły się i dojrzewały nasze filmowe pasje, a teraz monopolizują rynek, żądając za bilet ekwiwalentów cenowych dobrego DVD w empiku. Dlatego praktycznie oduczyłem się tutaj chodzić do kina. Rzygam też na widok Alberta, który stanął na miejscu mojej ukochanej gdyńskiej Warszawy.
No właśnie. Po raz pierwszy czuję, że tym razem przeginają - i to tak, że hej, hej, hej. Najbardziej irytujący podczas tak wyciszonego poniekąd filmu jak "To nie jest świat..." było ciamkanie popkorniarzy; ohydne anempatyczne stwory.
Otwierają się już internetowe wypożyczalnie filmów. Czas kina jest już prawie przesądzony...
Prześlij komentarz