środa, 27 lutego 2008

Prawie krwawy

Ostatnio czuję się wampirycznie. To znaczy, ja przeważnie, zazwyczaj i z zasady czuję się wampirycznie, wampiryczość jest mi przypisana, czy mi się to podoba, czy nie, nie wyrażam się inaczej, jak tylko poprzez nią, więc mogę powiedzieć, że był czas, że mniej we mnie tej wampiryczności było, ale teraz ona powraca, osadza się na przynależnym jej miejscu, żeby w głowie mi się nie poprzekręcało, żebym jupiterami się nie najadł, rampami nie opił, oklaskami nie nasycił.
Zatem jak zwykle z wampirycznym nastawieniem przemierzam świat długi i szeroki, w półmroku znajdując chwilowe ukojenie. Jak wczoraj w klubie Punkt na wieczorze literackim czterdziestoletniej debiutantki, książka 39,9, seria z miotłą, prowadząca p. Szczuka. A gdyby tak moje zęby w Szczukowej szyi się zagnieździły, trochę tej jej krwi przemądrzałej wychłeptały, może i by mi samopoczucie się polepszyło?
Jednak my, wampiry, nowoczesne wampiry nie wszczynamy burd jak na planie hollywoodzkiego filmu o krwiopijcach, my staramy się w kameralnych warunkach wyjść na swoje, wbić się w swoje i zażyć przyjemności, spełnić się w wampiryczności, rozsmakować i uznać dzień za udany. Szkoda, zapewne krew p. Szczuki zawiera ciekawe składniki, które po wniknięciu w mój krwiobieg, opłukaniu półkul mózgowych otworzyłyby mi oczy na nowe horyzonty przemyśleń, jednoznacznych konstatacji, a i narcyzem słusznym pozwoliłyby się ukoronować, dzięki czemu życie staje się bardziej znośne, zhierarchizowane, takie, że prawo moralne w jajnikach, zaś amoralność w jądrach.
Nie mogąc dokonać krwawego rozpoznania i przekonać się osobiście o walorach smakowo-intelektualnych krwi p. Szczuki, zacząłem pić piwo, a te nic szczególnego nie niesie, trochę otępienia, trochę wywieszonego jęzora, oczy przymrużone, paznokcie przytępione, twarze znajomych rozmazane. My, wampiry próbujemy w miarę możliwości dostosować się do otoczenia, śmiać się, gdy inni się śmieją, płakać, gdy inni płaczą, lecz my, wampiry mamy swój kres możliwości, gdy za dużo światła, a za mało przyjacielskiej ironii, która nas nastraja pozytywnie, gdy za dużo dźwięków, a za mało przyjacielskich słów, które wnikają nam w tętnice, to kulimy się w sobie i albo atakujemy wściekle, albo się wycofujemy. Takie jesteśmy, nie inne.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jeden z tych wieczorów literackich z Twoim udziałem w roli gościa zakończy się kiedyś rozlewem krwi. I już nie będzie wydania drugiego, poprawionego.

Dawid Kornaga pisze...

My, wampiry jesteśmy pamiętliwe, choć niekiedy mamy gest...