sobota, 10 maja 2008

Fabryka Trzciny



Po wczorajszej zamkniętej imprezie w Fabryce Trzciny można pokusić się o stwierdzenie, że to owszem, Fabryka, ale Pieniędzy. Ten klub - mimo fatalnego położenia na Szmulkach, gdzie ulubionym zwierzęciem domowym jest doberman bez kagańca, a ubraniem kultowy dres - dzięki klimatowi budynku oraz swoim rozmiarom był skazany na sukces. Tu normalnie w jednej sali może się odbywać gala Opus Dei, w drugiej - zjazd swingersów (przypadkowe wymieszanie się wyszłoby i jednym, i drugim na dobre). Nic dziwnego, że Fabryka tak często wynajmowana jest na przeróżne gale, koncerty, wniebowstąpienia; i ten jej udany catering! Ja osobiście przeniósłbym warszawskie Targi Książki z PKiN-u właśnie do Fabryki. A przynajmniej niektórych autorów, w tym i mnie. Czytelnikom bliskość klubowych barków i książek wyszłaby na pewno na dobre, a nudziarze zostaliby w strzelistym spadku po Stalinie...




Brak komentarzy: