środa, 10 października 2007

Mocny jak... "Gangrena"

4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni. Dawno już nie widziałem tak poruszającego, wciskającego w fotel filmu. Jest prawie tak mocny jak Gangrena. Katharsis murowane. Chyba że jest się poprawnym misiaczkiem, zakochanym w motylkach, kwiatkach i tylko w tym... Po prostu trzeba go obejrzeć.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Lubisz takie obrazki, co? ;) Zgadzam się, nie ma co na siłę upiększać rzeczywistości. Nawet za cenę wyprowadzenia z równowagi recenzentów, którzy wolą często kwiatki w wazonie, starszą panią rozmyślającą na temat dwudziestolecia międzywojennego i nienawiść czy rozpacz bezpiecznie schowaną pod kolorowy dywan. Pozdrawiam. PS. Planuję zarazić się wkrótce ,Gangreną'.

Dawid Kornaga pisze...

Paradoksalnie, ten film podoba się recenzentom, odstręcza zaś widzów - tych "motylkowatych", lecz nie tylko. Zresztą sprawdź sam. Szczególnie skup się podczas sceny, gdy główna bohaterka przychodzi na przyjęcie do rodziców chłopaka. Jest to właśnie tak nakręcone, że nie sposób się skupić, co oddaje stan dziewczyny... Dlatego najchętniej obejrzałbym ten epizod jeszcze raz.

Lu pisze...

Potwierdzam. To nawet nie tyle film o aborcji, ile o strachu (i samotności - te idą zresztą chyba zawsze w parze) w strasznym kraju, w którym żyją straszni ludzie.