piątek, 12 października 2007

Kafefajka

I znów któryś-tam-raz-z-kolei w Kafefajka (w Pawilonach na tyłach Nowego Światu). Dzikie miejsce. Dzikie WC. Dzikie wszystko. Może dlatego sheesha, jaką tu podają, jest tak mocna, aromatyczna. Ci, którzy palili ją w Hammamecie czy Hurghadzie mogą poczuć się nieco rozczarowani – pomieszczenie jest tak małe – mimo dwóch poziomów (szczególnie że w tym podziemnym wali często moczem z pobliskiej toalety) – że gdyby Allah chciał tu zawitać, nie miałby gdzie się rozsiąść. Mają dobre tureckie wino. Piwa nie rozrzedzają. W głośnikach arabskie rytmy zmiksowane z europejskim popem. Czyli ustawka pod efemeryczne odurzenie znakomita. Człowiek na człowieku, fajka wodna na fajce. Genialna inscenizacja dla filmu porno. Sheesha Gang Bang czy coś podobnego. Choć przywieźliśmy z Sharm El Sheikh całkiem niezłą nargilę, ta w Kafefajka serwowana z rozpalonymi jak na torturach węglami daje większego kopa. Szkoda, że rzadko rzednący tłumek bywalców potrafi strasznie wkurwić tym przechodzeniem, potykaniem się, szuraniem, przesuwaniem krzeseł, otwieraniem i zamykaniem drzwi. Chwytany gdzieś po dziesiątym sztachnięciu klimat Bliskiego Wschodu oddala się, dala, ala, la...

2 komentarze:

Lu pisze...

Dawno w KuFajce nie byłem, ale to prawda. Tak tam duszno, że przy nieszczęśliwie skoordynowanym braku dopływu świeżego powietrza po jednym zaciągnięciu można obudzić się z respiratorem;)

Dawid Kornaga pisze...

Wstawili klimatyzator, ale nie zawsze go włączają. Poza tym technika nie potrafi zlikwidować odoru moczu. Szczególnie po piwie.