piątek, 21 września 2007

Grzela

Wczorajszy wieczór autorski Grzeli. To był błąd, że posłuchałem znajomego prozaika i poszedłem na to spotkanie. Fakt, zabezpieczyliśmy się uprzednio za pomocą dwóch dużych Tyskich, przeczuwając, że spektakl będzie przedni. Bo jaki może być, skoro promowana książka ma tytuł "Bądź moim Bogiem"?
W Teatrze Polonia ukazał się nam na scenie, skulony przy stoliczku, arcypicuś-glancuś w ciemnej marynarce, ciemnych spodniach, w sumie cały ciemny, w głowie też ciemny, z uśmiechem przylepionym nawet do obcasów. Lansował się niebotycznie, jakby zaraz mieli go kanonizować. A przy tym do ostatnich sylab wypowiadanych przez niego słów przykleja się jakiś taki wieśniacki akcent (nie obrażając ludzi ze wsi). Na początku tego nie słychać, co najwyżej można zarzucić mu manierę, lecz dłuższa sesja obnaża podejrzaną dykcję. Ale to naturalnie takie moje czepianie się, ja na przykład mam francuskie "r". Jestem przy tym pyszny i próżny, lecz wczoraj ze smutkiem stwierdziłem, że gdzie mi tam do Grzeli, patrona narcyzów tego padołu, gdzie mi do jego zawsze poprawnych myśli, zawsze prawowiernych poglądów, jego wysoko postawionych znajomych, którym - każdemu z osobna - wybudują po śmierci pomniki za działalność na rzecz kultury polskiej, światowej, a nawet kosmicznej.
Być może prowadzący spotkanie z "pisarzem" pan Raczek posiadł jakieś tajemnice tybetańskich mnichów, jak pohamować swój gniew i irytację, jak zdusić w sobie autentyczną wściekłość; a może jest równie śliskim człowiekiem co pozujący się na bożyszcza Grzela. Kogo to on nie zna, czego to on nie czytał, do jakich wniosków nie doszedł, co go trapi, a co go bawi, co co, co co, i tak w nieskończoność, litania do Grzelowego serca, roztkliwiającego się nad losem nadużywających perfum staruszek.
To był wieczór autorski z megalomanią w roli głównej. Okazało się, że czego nie dotknie Grzela, Grzelą nasiąka, Grzelą pachnie. I Grzelą cuchnie.
Ale to nie jego wina. Taki jest. Optymistycznie nastawiony obserwator rzeczywistości,
autor pogłębionych analiz ludzkiego ducha, tak pogłębionych, że dochodzi do dna, wreszcie mistrz monodramów teatralnych dla aktorek, które lada moment zagrają na scenie u św. Piotra.
Grzelę można streścić jednym zdaniem: "Rączki całuję". Żeby nie obślinił nam ich czasem, kursowaliśmy regularnie do toalety, medytując nad strumieniem moczu, czy wycofać się i zrobić miejsce dla prawdziwych fanów tego nieprawdopodobnie utalentowanego odkrywcy niuansów świata, czy też wytrwać do chwili, gdy pan Raczek podziękuje mu za przybycie, zaś Grzela podziękuje wszystkim żyjącym, nieżyjącym i planującym żyć czytelnikom, podliże się dyrekcji teatru za udzielenie miejsca, odbierze bukiet kwiatów i zejdzie ze sceny, odbierając gratulacje od zaproszonych osobistości świata teatru, mediów, Sejmu, Senatów, PiS-u, PO, LiD-u i Partii Kobiet.

Wydawnictwo zaoszczędziło na przygotowanym dla czytelników (a przeważnie podstarzałych czytelniczek Grzeli) winie, bo wyszliśmy przed czasem, wybierając zamiast prozy pana Remigiusza znacznie ciekawszą prozę życia w pobliskim Planie B.

4 komentarze:

Max pisze...

Nie zgadzam się z komentarzem. Ja również byłem na spotkaniu promującym książkę R.Grzeli. Mam wrażenie, że jest Pan zazdrosny o twórczość innych a z Pana tekstu bije wrogość. Co do dykcji to można Grzeli pozazdrościć - prowadził kilka lat audycje w radiu.Poza tym zastanawiam się, co daje Panu krytyka ludzi. Jest Pan bardzo arogancki.Rozumiem, gdyby krytykował Pan twórczość. Proszę zastanowić się najpierw nad swoją postawą. Czy to kulturalnie chodzić na na wieczory promocyjne po piwie?

Dawid Kornaga pisze...

Co do piwa, np. w klubie Punkt WAB urządza spotkania właśnie przy piwie. Nie bądźmy dziećmi. Jeśli miałbym być zazdrosny o "twórczość" Grzeli, to już nie wiem... Po prostu pierwszy raz zobaczyłem człowieka. I mam pełne prawo do krytyki (vide: pan Pilch) tak jak i mnie krytykują - przecież w moim tekście nie ma jakiegoś brutalnego ataku, to raczej ironizowanie. Niech Grzela nie robi się na takiego Boga. Zresztą to nie ja umieściłem ten wpis na jego blogu, widocznie ktoś z moich znajomych. Ja osobiście nic do pana Grzeli nie mam oprócz tego, że dawno już nie widziałem takiego pajacowania i "rączki całuję" - poddałem krytyce pewną postawę, którą akurat uosabia pan Grzela. Na pewno jest zdolnym człowiekiem, ale to nie ma w tym kontekście znaczenia. Ja sam nie jestem ideałem, co przecież przyznaję. Proszę to przemyśleć. I trochę dystansu życzę.

anty-grzela pisze...

No, mi od Grzeli naftaliną jedzie. Proszę mi powiedzieć, jak można się fascynować starymi babami? Tymi wszystkimi Ćwiklińskimi, Andrycz, Kwiatkowską... To zalatuje gerontofilią z nekrofilią. A ta cała celebracja rzeczy nic nie znaczących, którym Grzela dorabia koturny. Fuj! Po prostu.

Anonimowy pisze...

Panie Kornaga...musi Pan być chyba nieszczęśliwy. Szczęśliwi przecież tacy złośliwi nie są. Jesli Pan się czuje lepszy od Grzeli - niech się Pan tym cieszy. Krytykę lubię, ale konstruktywną, a Pan tylko jad wypuścił. Ale, ok - Pana wybór. Powodzenia Panu zyczę i dużo radości.
A Grzelę cenię za to co robi, za to co pisze i za to JAKI JEST. Na spotkaniu było widać, że ludzie go po prostu lubią, bo to ciekawy i pozytywny gość jest.