wtorek, 17 marca 2009

Męczennicy

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego „Martyrs” postrzegany jest przez co niektórych jako nie wiadomo jak odrażający film. Nie zwykłem na tym blogu pisać recenzji filmowych, lecz w tym przypadku chodzi o granice wolności artystycznej – więc robię to bez ogródek. Otóż ten francuski (sic!) horror to prawdziwa perełka gatunku; zakrwawiona perełka, ale perełka. Robespierre byłby z niej dumny. Gdzieś po trzech czwartych „Martyrs” robi się nieco nudny, jeśli można tak nazwać paradoksalnie monotonny przebieg maltretowania pewnej nieszczęsnej, młodej kobiety. Za to pierwsza godzina jest fantastyczna, pełna krwi, emocji i autentycznego wstrząsu. Ci, co zdają się niewiniątkami, okazują się bestiami z piekła, a konkretnie z piwnicy rodem. Czuję, że czytelnicy potrzebują adekwatnej literatury: nie trywialnych zagrań a la siekiera, motyka, rozpłatana potylica, ale… czegoś jeszcze bardziej mocniejszego, rozdrażniającego i równocześnie pochłaniającego. Jeśli kiedyś podołam, by wstrząsnąć nawet samym sobą, zaliczę to do sukcesu; emocje to najlepszy, ożywiający akcent dla wydrukowanych, zdawałoby się suchych ciągów liter na papierze.

1 komentarz:

Jarosław Czechowicz pisze...

Po tym, jak zachwycił mnie "Frontiere(s)", kupuję ten film w ciemno. Obym się nie przejechał. Najwyżej będzie na Ciebie :-)