piątek, 7 listopada 2008

Ngo Van Toung


Wietnam po warszawsku, czyli spotkanie z Ngo Van Tuong w ramach "literatury na peryferiach" w Teatrze Komuny Otwock, cyklu prowadzonych przez Cezarego Polaka. Dziwna sprawa z tym językiem polskim pana Ngo (po naszemu zwany Tomkiem), 25 lat w naszym kraju, a ma nie tylko straszny akcent, po prostu kiepsko mówi, niezrozumiale, kaleczy słowa, jakby nauczył się ich dopiero wczoraj. Podejrzewam, że byle sprzedawca z budki z sajgonkami lepiej potrafi się porozumieć. Być może lepiej wypadł jego polski podczas drugiej części spotkania, do której nie dotrwaliśmy; po powrocie z Rzymu rozchorowałem się (nosowy głos wyraźnie słyszalny podczas wywiadu w TVN), wczoraj rozrywający kaszel po prostu nie dawał mi spokoju, w efekcie zagłuszyłbym (chyba poważną) rozmowę o literaturze, a co jak co, ostatnia to rzecz, którą chciałbym skrzywdzić.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dzien dobry,
dziekuje bardzo za szczere oceny. Nigdy nie chwaliłem sie, że bardzo dobrze mowie po polsku. Mowie bardzo twardo po polsku z wyraznym akcentem wietnamskim. Tak poza tym moje imie Tomasz to moje imie chrzczone w polskim kosciele rzymskokatolickim, zadne tam "tak zwany Tomkiem". Byc w Polsce a nie byc kat.?

Dawid Kornaga pisze...

Podczas spotkania z tym imieniem nie było to takie oczywiste, gdyby jasno powiedziano, że oficjalnie tak jest.
Natomiast bycie w Polsce wcale nie oznacza bycie katolikiem, proszę mi wierzyć; nie jest to jednoznaczne, ot co.
Bardzo żałuję, że nie mogłem zostać dłużej, kaszel mnie po prostu rozrywał. Wierzę, że kiedyś będzie szansa nadrobienia tego.
Tymczasem zapraszam na promocję mojej książki, szczegóły już niebawem na blogu.
Do zobaczenia.