niedziela, 23 listopada 2008

Kojec Kogutów


Niewątpliwie "Biały tygrys" to powieść wciągająca, jednak niekoniecznie zasłużyła sobie na tegorocznego Bookera; nie mnie jednak oceniać wybory Anglosasów, wpadłbym w jakiś żałośnie mentorski ton. Moim zdaniem książka wybitna, poniekąd z podobnego rytu kulturowego to "Londonistan", którą polecam każdemu, kto szuka w literaturze nie tylko doznań fabularnych.

Prowadzenie narracji w "Białym tygrysie" jest po prostu mistrzowskie; każdy pisarz, czy początkujący, czy doświadczony na pewno weźmie sobie do serca parę niuansów, które mimowolnie wypłyną podczas lektury przed jego czujnymi oczami. Zgrabne rzeźbienie typów charakterologicznych, stopniowanie dialogów, długie, gdy trzeba, krótkie, gdy trzeba, no po prostu gratulacje i szacunek.

Co mnie razi, to sama konwencja realistyczna, przez którą nie potrafiłem mimo wszystko poczuć głównego bohatera. Autor powieści wybrał sobie "wsioka" na hero, jednak niekonsekwentnie go zbudował. Przykład? Teza o tym, że Indie to kraj - Kojec Kogutów; system kastowy zastąpił układ bogacz-biedak, trudno uciec z tego kojca, "tresura" odbywa się od małego. Wszystko to ciekawe, kiwam głową. Lecz absolutnie nie kupuję tych błyskotliwych konstatacji w pakiecie z bohaterem-narratorem, czuję, że to manifest zaangażowanego społecznie i politycznie pisarza. A właśnie chcę czuć bohatera "Tygrysa"; na to nie ma szans. Przez całość książki ewidentnie jest niewykształconym służącym z Ciemności, ostatecznie autor próbuje wmówić nam, że to jednak cwaniaczek, do tego błyskotliwy i... Nie, więcej nie zdradzę, bo zepsuję ewentualną lekturę. "Biały tygrys" to powieść naprawdę warta przeczytania, tyle.

Brak komentarzy: