poniedziałek, 17 listopada 2008

Passé


A jednak pewne książki, mimo wielkiej prawdy o życiu, stają się niekiedy NIEZNOŚNIE archaiczne, szczególnie gdy ta archaiczność wpływa na konstrukcję całości, a całość - na konstrukcję bohatera.

Po Łaskawych, w ramach odreagowania, a przed zanurkowaniem w prozie współczesnej (oprócz pewnego tomu Żywotów równoległych Plutarcha, który wyjdzie pod koniec listopada), czytam właśnie ponownie (jakoś po szesnastu latach) Panią Bovary i zaczynam odczuwać coraz większy dystans do dzieła Flauberta.

Oto społeczno-biologiczny status quo ówczesnej madame:
"Mężczyzna przynajmniej jest swobodny; może dać się porwać namiętnościom, zwiedzać obce kraje, zwalczać przeszkody, kosztować najniedostępniejszych rozkoszy. Kobieta, przeciwnie, zawsze jest skrępowana. Bezbronna i ulegająca wpływom, ma przeciwko sobie pokusy ciała i zależność prawną. Wola jej, jak woalka od kapelusza, drży za każdym powiewem wiatru, zawsze ją pociąga jakieś pragnienie, wstrzymuje jakiś wzgląd przyzwoitości."

Tylko wyjątkowy gbur, ultrakonserwatysta i niepoprawny onanista mógłby się pod tym podpisać. Stąd blisko do uznania powieści mistrza Flauberta za literacki rekwizyt. A poniekąd ostrzeżenie dla wszystkich, którym marzy się ponadczasowe dzieło. Skoro nie udało się takiemu geniuszowi jak Flaubert, dlaczego wierzysz, że uda się tobie? To nie defetyzm, to twórczy manifest. Naturalnie, literatura z pękiem kluczy do współczesności, ukrytych aluzji i "jednowarstwowych" kotar na pewno żyje krócej. Ale nie taka jest tu przedmiotem tej krótkiej analizy.

Brak komentarzy: