piątek, 3 października 2008

Tysiąc i więcej stron


„Bracia śmiertelnicy, pozwólcie, że opowiem wam, jak było”, tak Littell zaczyna swoją cegłę – „Łaskawe”. Już mi się podoba. Są opasłe książki, o których spokojnie można powiedzieć, że częściowa kastracja wcale by im nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie. Autor cierpi na manię bezkrytycyzmu, pragnie zwrócić uwagę świata swoim zdanioklepaniem, słowa wypadają mu uszami, wydostają się spod paznokci, wykwitają z porów w skórze, wydostają się z kozami z nosa, a już lawinowo skapują spod powiek, kiedy pisze, pisze i ani przestać nie zamierza, tak pisze, sto tysięcy pomysłów go atakuje, on zaś nie ma sumienia, by je hurtowo dilejtować, przygarnia więc kolejne stada zdań bez pokrycia, uprawia grafomańską adopcję i… zapędza się z powielaniem synonimicznych porównań jak ja teraz:) Co do „Łaskawych” nie mam wątpliwości jeszcze przed lekturą – ta powieść po prostu musi być tak opasła. Bohater mojej „Gangreny” zamordował zaledwie parę kobiet, zasługuje na dwieście kilkanaście stron. Max Aue zmiótł z powierzchni ziemi tysiące ludzi, więc zasługuje na co najmniej tysiąc stron…

2 komentarze:

Justyna pisze...

szacun! ja ją sobie chyba zażyczę na urodziny...

Dawid Kornaga pisze...

Jeśli złożysz zamówienie, to kto wie:)