środa, 17 września 2008

Zimno


Faktycznie, dawno nie było tak zimnego września. Spadek gwałtowny, niedawno trzydzieści stopni, nagle sześć, siedem. Na igoogle - w ramach meteorologicznego masochizmu - oprócz prognozy pogody na Warszawę ustawioną mam także Lizbonę, Rzym, Ateny i Paryż. Ten ostatni daje jako takie pocieszenie, że również inni cierpią; wtedy i nam łatwiej, prawda? Nie do końca jednak w to wierzę, Paryż zawsze jest gorący - swoją atmosferą, która sprawia, że moglibyśmy tam latać co weekend. W Paryżu wszystko smakuje lepiej, kobiety są szykowniej ubrane, pieski bardziej słodkie, ludzie na ulicy milsi, politycy mniej kłamliwi, w Sekwanie trudniej się utopić niż w Wiśle, kieszonkowcy, jak kradną, to z uśmiechem, po wypiciu dwóch butelek wina na głowę nie ma się kaca, ale to nie koniec miłych niespodzianek, bo w Paryżu sprzedają najdłuższe bagietki, w Paryżu zawsze jest wiosna lub lato, zima została oficjalnie zgilotynowana dawno temu, zaś jesień wygnano na Gujanę Francuską bez prawa powrotu, poza tym na ulicach jest nieprawdopodobnie czysto, nic dziwnego, skoro emigranci szorują każdą płytę, każdą kostkę specjalnymi szczotkami, aż im dłonie bieleją z wysiłku. Paryżu kochany, jak my cię uwielbiamy! W Warszawie już przy dwudziestu stopniach odechciewa się funkcjonować. Ja sam najchętniej albo bym teraz wyjechał w stronę w miarę łagodnego słońca, albo po prostu nie wychodził z mieszkania. Sporo książek do przeczytania, choćby "Pod wulkanem", której treść rozgrzewa na tyle, że chce się sięgnąć po ochładzającego drinka. To i tak nic nie pomoże, śmiem wątpić. Pada deszcz. Czasem jakieś cegły z nieba, bo nas tam nie lubią za paranoidalne nastawienie. Choć na Kabatach grzeją, to w innych częściach Warszawy panują syberyjskie warunki, niemowlęta zamarzają w kojcach, mężczyznom kostnieją moszny, jedynie akwizytorzy czerpią zyski ze sprzedaży chińskich farelek, które mają w zwyczaju zapalać się o czwartej nad ranem i wielu do końca nie rozróżni, czy płomienie, które pożerają ich łóżka, to jawa czy sen.

1 komentarz:

robert pisze...

mój kolega z pracy skomentował pogodę tak: "no i w pizdu następne ciepłe dni w maju"