niedziela, 6 lipca 2008

Zady, rekreacje



Niedzielny wypad na działkę, żona za kierownicą, ja za butelką wina, brat na dokładkę, by kto miał jeść czereśnie, a później rekonesans nad pobliskie jeziora (po drodze wzruszająca scenka z końskimi zadami), słońca więcej niż ryb, choć szansonistów-wędkarzy całkiem sporo, aż wreszcie w ramach przygotowania żołądków do trawienia grilla mordercza rozgrywka badmintona, ja kontra żona, ja kontra brat, pot się lał, ręce odpadały, parę moich palców wpadło gdzieś w trawę, szczęśliwie je odnalazłem, przypiąłem do dłoni i za widelec, za strawę, za ojczyznę.

Brak komentarzy: