piątek, 25 lipca 2008

Tunezja. Ale...


Wreszcie w domu. Co wcale nie było takie proste w nocy dwudziestego czwartego lipca, nad Warszawą burza, samolot nie mógł podejść do lądowania, na Okęciu uruchomiono pas awaryjny, nasz boeing musiał czekać na swoją kolej, więc pilot zafundował nam gratis city tour nad miastem, błyskawice, deszcz i neony, a wcześniej turbulencje, więc atrakcji jak w "Szklanej pułapce 10"... I tak byliśmy w lepszej sytuacji od setek innych, którzy z powodu opóźnienia różnych tunezyjskich przewoźników utknęli na pięć, sześć godzin w pobliżu lotniska w Monastirze. Po powrocie nie sposób było usnąć, postawiliśmy na czerwone półwytrawne do godziny trzeciej nad ranem.

Tunezyjskie słońce potrafi przypiec jak nielubiana teściowa (szczęśliwie, o takiej kondycji psychicznej nie była mi sądzona, inaczej zatłukłbym gada). Mogę długo się rozpisywać o tym kraju na styku francuszczyzny i arabszczyzny... Sporo zwiedziliśmy, po prostu obłęd; Sahara, Tunis, Kartagina (jako taka), Sidi Bou Said, Monastir, Sousse, zaułki, pierdółki, cały ten arabski syf i tak dalej, do wyczerpania organizmu. I jeszcze rajd przez pustynię na jeepach, na deser przejażdżka na wielbłądach, dawno tak nie byliśmy wyczerpani, jeśli zliczyć ilość pogrążających psychikę sytuacji i bodźców godzących w równowagę ciała, to właściwie prawie jak bohaterowie "Lęku i odrazy w Las Vegas" Huntera S. Thompsona.

Tunezja to piękny kraj, ALE... (tę frazę wymyśliła moja żona). Zawsze było jakieś ALE, gdziekolwiek i kiedykolwiek. Jeśli zadowolenie, to zaraz rozczarowanie. Jest coś, ALE po chwili okazuje się, że wcale nie takie, jakie się wydawało na początku. Generalnie - jesteśmy już zmęczeni krajami arabskimi, lecz zobaczenie Sahary było priorytetem, dla którego warto było ruszyć tyłki z Kabat. Teraz jesteśmy dzięki temu silniejsi, więc uważajcie, wy, krytycy literaccy:)

2 komentarze:

Lu pisze...

Witajcie z powrotem, dobry czas wybraliście na wyjazd, w Warszawie pogoda była wtedy bardzo kapryśna... bardzo!

Anonimowy pisze...

To Kazia ciskala piorunami. Niedoczekanie!