czwartek, 9 grudnia 2010

Wkraczając w pustkę - film

Dosłownie, wkraczając w pustkę: i fabuły, i przesłania. Mistrzowski montaż na początku zadziwia, potem powoduje, że jedyne, o czym marzysz po 154-minutowej projekcji (o 50 minut za dużo), to zaaplikowanie sobie kropli na zmęczone oczy. I słów na wyżęty mózg, który daremnie próbował doszukać się w tym wszystkim nie tyle głębi, ale zwyczajnego sensu. Kino nie lubi ideologii. Wzniosłych parabol, jak żyć, by żyć; film ma mówić obrazami,a jeśli przy okazji wyjdzie coś ciekawego i przewrotnego, tym lepiej. Tutaj też ich dużo - za dużo! Przykro tak krytykować, szczególnie reżysera, który jest po prostu dzielny. Zabrakło mu jednak, jak powiedziałby ktoś z branży wydawniczej, redaktora, który by coś tam przyciął w scenariuszu, tamto dodał, tutaj skrócił, zwłaszcza skrócił, tak dla higieny. Jak stwierdził znajomy krytyk filmowy, reżyser miał za dużo wolności i zrobił z niej jak najgorszy użytek. Premiera: 21 stycznia 2011.

Brak komentarzy: