czwartek, 21 stycznia 2010

Przekąski vs. Meta

Są w Warszawie dwa porty przesiadkowe do, jak powiedziałby Hitler z youtubowej parodii Upadku , melanży ostatecznych.

Pierwszy, z luzacką niefrasobliwością wymierzony rozświetloną i rozpijaczoną witryną w stronę Pałacu Prezydenckiego (zamieszkiwanym jak na razie przez przedziwne stworzenia, których nie ogarnie nawet wyjątkowo chłonna, a tym samym tolerancyjna dla dziwów tego świata erudycja speców z National Geographic), obecnie zagrożony absurdalną, czyt. urzędniczą groźbą odebrania koncesji, czyli de facto likwidacją; uwielbiany i kochany, którego nazwa dla wielu wieczorno-nocnych Marków, uwikłanych w jego gastronomiczne i towarzyskie atrakcje, brzmi niczym amen w pacierzu lub Ojcze nasz, który pijesz i zakąsasz, a więc: Przekąski Zakąski.

Drugi, nowicjusz w biznesie, nieco skromniejszy w metrach kwadratowych, położony brawurowo na wściekle konkurencyjnej ulicy Foksal, o inspirującej zarówno wyobraźnię, jak i wątrobę nazwie Meta, skrojony, a właściwie to odtworzony wiernie wedle późno gomułkowskiego dizajnu, czyt. wystroju odnośnie detali i detalików, że wchodząc nucisz:

Za towarzysza Gierka
To się jadło,
To się piło,
Rosły długi,
Że aż miło.
I do dziś – poniewierka!


Krótka a la social media sonda wykazała, że ci, którzy krytykują na wstępie Metę – najzwyczajniej w niej nie byli. Dotąd i potąd. Za to na pewno wszyscy bawili w Przekąskach, doświadczając honoru polania pięćdziesiątki przez pana Romana.
Nie ulega wątpliwości, że Przekąski i Meta stanęły do boju o portfele i lajtową lojalność natural born przekąskowiczów. Znając markę tych pierwszych, udaliśmy się komisją chętną do zakąszania do Mety, by wyrobić sobie opinię porównawczą i wnioski prawie że ostateczne wysunąć, co by tą wiedzą podzielić się z poszukiwaczami małych i dużych inspiracji.

Sprawa przedstawia się dziecinnie prosto, chociaż raczej dzieciaki nie bywają w tych miejscach. Nie chodzi bynajmniej o stronnicze podsumowania, niech bezinteresowne obserwacje mówią same za siebie.

Przekąski to miejsce artystowskie. Literaci, malarze, graficiarze, śpiewacy i filozofujący żacy. Pod to rodowodowe towarzystwo wślizgują się smakosze jałowej retoryki czy niedoszli artyści, czyt. rtyści z agend reklamowych; bywając tu, w tłoku, dymie i amoku, próbują świadomie lub nie podpiąć się pod tych, co mają coś do powiedzenia, a nie tylko sprzedania. Zdarzają się jednak rtyści wartościowi, muszą tylko pomóc sobie w znalezieniu "co chciałbym mieć na myśli", Przekąski to dobry sposób na pierwsze poszukiwania po ósmej pięćdziesiątce. W ostatecznym rachunku dzięki pomieszaniu i zbełtaniu powstaje sporo pozytywnej energii, gwar, tłok, zaduch, hipnoza tłumu, sprzeczności, dialektyki stosowane i niestosowane, humory, kaprysy, smaki, absmaki, konotacje, obnażanie, no i wysokie rachunki, bo jak zaczniesz płacić za polewanie sobie Gorzkiej Żołądkowej, kamracie, to ona będzie się lała i lała nieokiełznanie, żądając na podkład nowych przekąsek i zakąsek, wciąż na nowo, no co, dawaj, misiu, nie wymiękaj, raz się żyje, Boga nie ma, jest izba wytrzeźwień, do pierwszego, mimowolnego pawia na/za kołnierz sąsiada.

Meta to miejsce plebejskie. Kameralne. Przyciszone pomimo lecących na okrągło hitów z czasów, kiedy Czterdziestolatek kupił swojego pierwszego malucha. Tu się bardziej je i pije, niż gada i gada. Meta wygrywa piwem butelkowym Warszawiak z browaru w Konstancinie. Wygrywa piwem beczkowym Dawne. Wygrywa genialnym tatarem, zasługującym na mokry pocałunek samego Macieja Nowaka; to dzieło same w sobie, dopracowane w każdym detalu, posiekana cebulka, posiekane pieczarki, posiekany ogórek, żółtko z dupki jakiejś kurki liliputki, pulpa mięsna akuratna, wybełtaj, zaczniesz wpieprzać, że uszy ci odpadną.

Jednakże Meta w ostatecznym rozrachunku – przegrywa; nie tyle metrażem, Meta przegrywa brakiem niewymuszonego dialogu, zapatrzenia nie na zmyślne gadżety z epoki Milicji Obywatelskiej, te wszystkie wody brzozowe, proszki IXI, żyrandole opasłe, w których można by upchać wszystkich internowanych działaczy zdelegalizowanej Solidarności. Pełno tu miejsc siedzących, a skoro siedzących, to alienujących. Przychodzisz, zamawiasz, konsumujesz, szczęście, gdy masz towarzystwo, inaczej kicha, schiza nad meduzą i lornetą, gra peerel w głośnikach, w uszach cisza, smuta, co ja tu, kurwa socjalistyczna, robię? Przekąski zmuszają do stania. Męczysz się, lecz stoisz. Integrując się, gdy taki flow, poznając, zaznaczając, ekspresja, obsesja, cha, cha i hi, hi z każdej strony, medina a la Facebook, stoisz, więc jesteś, cholernie jesteś. Jak w pewnym popularnym, czynnym do wschodu słońca barze przy hotelu Martinez w Cannes. Ludzie stoją po pięć godzin. I gadają, gadają, gadają, masakrując sobie struny głosowe.

Meta rozpija. Hojnie, lecz rozpija (w obydwu lokalach króluje Gorzka). Siedzisz i spożywasz doła. W Przekąskach dwoisz się i troisz. By paść potem na czworaka. Z zadowoleniem.

7 komentarzy:

Unknown pisze...

Wczoraj odwiedziłam Zakąski z krakowskim sentymentem do miejsc innych niż wszystkie (oddział południowy zamknęli po trzech miesiącach :( ). Oprócz napitku znalazła się też pyyyszna biała kiełbasa, w prezencie od przybarowych klientów, którzy zapierali się, że zatruta nie jest ;)

Dawid Kornaga pisze...

To prawda, biała jest rewelacyjna w Przekąskach. Za to nie rozumiem, dlaczego nie serwują - pomimo oznaczenia w menu - tatara. Nie mają dojścia do świeżego mięsa?...

Krzysztof Beśka pisze...

Piwo z Konstancina to chyba Warszawiak, Dawidzie, i Mocny Warszawiak i jeszcze bardzo Mocny Warszawiak. I Mazowieckie, i Zdrojowe. W każdym razie brzmi to wszystko bardzo zachęcająco. Jeśli ktoś jednak szuka naprawdę silnych wrażeń, chce poczuć autentyczny klimat PRL i do tego wszystkiego dołożyć jeszcze... chamstwo kelnerów, niech idzie do Mozaiki lub Pod Samsonem. Tam się nic nie zmieniło do lat. Nic niczego nie udaje – po prostu czas się tam zatrzymał.

Dawid Kornaga pisze...

Dzięki, poprawiłem. Brak mi erudycji piwnej, co do tego nie mam wątpliwości. Naturalnie, Mozaika rządzi - ale to nie to miejsce, nie ten bal...

Anonimowy pisze...

Fajny artykul, na pewno odwiedze Mete! Do Przekasek zaprosilam nawet moich klientow businessowych z Norwegii i byli zachwyceni tym miejscem (w skandynawii nie ma co nawet marzyc o takim) rzeczywiscie wielka szkoda, ze nie serwuja juz tam tatara, jak kiedys. A propos serwowania tatara to podobno chodzi o jakis brak pozwolenia na podawanie surowego miesa, ale wydaje sie to dziwne, bo przeciez jedzenie przygotowuja i przechowuja w tej samej kuchni co U kucharzy...

Chcialam zapytac, o ktorym barze mowisz piszac o Cannes - czy chodzi o La Chunga? Mialam okazje sie tam zabawic kilka razy i nigdy go nie zapomne, takie miejsce powinno istniec w kazdym miescie - gdzie szalone tance na stolach sa obowiazkowym zakonczeniem tudziez rozpoczeciem wieczoru ;)
A wszystko z poczatku wyglada tak niewinnie - wykwintna kolacyja przy scisnietych stolikach, konczaca sie takze na ogol na czworakach z guzami na glowie od podsufitowych belek - niski strop, szczegolnie jak sie stoi na stole...
pozdrawiam.
A

Dawid Kornaga pisze...

Pewnie La Chunga. Adres jest taki: Rue La Tour Maubourg, przy bulwarze Croisette.

Dawid Kornaga pisze...

A nie, to jednak "72 Croisette".
http://www.tripwolf.com/en/guide/show/213158/France/Cannes/Le-72-Croisette