środa, 9 lipca 2008

Ochota na...


Wtorkowa, przyjacielska wizyta na Ochocie, w stylowym mieszkaniu naszej bliskiej po piórze i temperamencie. Dziedziniec kamienicy, zdawałoby się, spokojny. Rowery mieszkańców stoją sobie beztrosko, oparte o mury, lecz zło nie śpi; niedawno właśnie to naszej gospodyni porwali dosłownie spod okna jej ukochanego dwukołowca. Nic mu się nie stało na Pradze, nic mu się nie stało w Sztokholmie, ani w stołecznym, jakże złodziejskim Centrum, wreszcie dopadł go zbój na urokliwej Ochocie. Aby ci szprychy odbyt przebiły.

Rozmowy. Najwięcej o literaturze, choć – bo przewaga kobiet przy stole – wpierw o mężczyznach. Że nie ma odpowiednich kandydatów, bo gdy fajny, to
- Gej albo żonaty.
Dobrze wiedzą, że to nieprawda. Że tu i ówdzie czają się niedobitki, całkiem-całkiem, zdecydowane i właśnie fajne, i nie mam na myśli geriatrycznych bździnopuszczaczy; tylko trzeba więcej okazji, więcej tańców, więcej zakrętasów, może skrętów, może oddolnych inicjatyw?
- Jak się masz, kochanie? – zagadajcie. Mężczyźni bywają niekiedy bardziej wstydliwi niż saudyjskie dziewice.

Polskie kobiety, przyzwyczajone do adoracji i „czekania na“ niepotrzebnie tracą czas, jak żydzi, co wypatrują Mesjasza, jak fani Archiwum X inwazji UFO, jak PiS ostatecznego zdemaskowania się układu. Bierzcie inicjatywę w swoje… piersi, zobaczycie, zwierzyny, chociaż już przetrzebionej przez obrączki ślubne, nadal sporo, gdzieś zaszyta w krzakach braku wiary w siebie, poszyciu zranienia w przeszłości i innych takich gęstwinach niepotrzebnych i łatwych do uleczenia bolączek. Wystarczy całus i para sprawnych rączek.

Później słowotoki o literaturze, po uprzednim wzniesieniu kielichów z białym i różowym winem, ponieważ literatura bez procentów to ortografia bez wyjątków, a jak wiadomo, wyjątki stanowią o niepowtarzalności.
Rozstrzygaliśmy śmiało, bezczelnie i tonem nieznoszącym sprzeciwu zarówno ze strony domniemanych adwersarzy, jak i nas samych 1) o autorach, którzy w sposób żenujący i przekreślający ich autentyczność sami piszą sobie recenzje w necie, kreują fałszywe nicki, wychwalające ich książki w księgarniach i forach internetowych, obrazując powyższe reprymendy stosownymi przykładami, 2) o poezji, która jeśli za bardzo rozśmiesza, to czy to już poezja, czy coś innego, kabaretowy monolog, nowa forma, której nie potrafimy nazwać, pop poezja, czyt. popoezja? a może postpoezja, 3) o mocy i niemocy klasyków, czyli Sienkiewicz jest be, a mimo to Sienkiewicz niezrównanie „maluje“ słowem, co nie każdy potrafi, teraz się rzeczywistość zumuje, pisać jak Zola w „Germinalu“ to prawdziwa sztuka warsztatu, Adam Słodowy rzemiosła pisarskiego, 4) o „Księdze niepokoju“ Pessoi, który akurat mnie, mimo potęgi stylu, nudzi, nudzi, nudzi, fabularnie jest słabiutki jak armia Papui Nowej Gwinei, za to poraża maksymami, prorok, nie pisarz, choćby taką: „Wstałem wcześnie i ociągałem się z przygotowaniami do istnienia“. Więc szacunek, kapelusze, czapki i łupież z głów.

Taki intelektualnie stymulujący relaks dobrze nam zrobił przed czwartkiem, kiedy to lecimy na kilkanaście dni do Tunezji, gdzie czeka nas wyprawa na Saharę, nie mówiąc już o Tunisie, Kartaginie i szisza-barach… Zatem czas na wakacyjną przerwę, do ponownego postu gdzieś pod koniec lipca.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Chcialem pociagnac kilka watkow, ale ogranicze sie do jednego: szerokiej drogi, wielu wrazen i inspiracji. ;)Pozdrawiam.

bohdan sławiński pisze...

Jezus maryja, dopiero niedawno wróciłem, ale z programu biby, wnioskuję, że naprawdę było czego posłuchać, i nad czym podumać, zafrasowany. Same smakowite rzeczy:)

Justyna pisze...

Niech mojemu przyjacielowi szprych nikt nie rusza, niech żyje biedaczek beze mnie. Rowery, pewnie jak i ludzi, mają naturę poligamiczną. Zakupiłam zatem za tani pieniądz następcę, rower natury górskiej. A Pessoę lubię, cenię i cytuję. "Gdyby serce mogło myśleć, przestałoby bić" - więc niech bije, piku, piku, państwo w Tunezji, Frankfurtach, Szanghajach, Nowych Jorkach... A ja mózg pod pachę i jadę do Skandynawii.

Justyna pisze...

A Pan B nawet nie wie, jakie smakowite, no nie, ci co byli?

Anonimowy pisze...

O ironio... właśnie czytam Pessoa. Polecił mi znajomy poeta... Staram się coś o tym napisać.