środa, 13 sierpnia 2008

Rzęsy

Recenzja niejakiego ^Varius z dnia 2008-07-07
z forum dyskusyjnego o książkach Groza w każdym calu.

Mała dziewczynka mieszkająca w jednej z uboższych dzielnic opowiada nam swoją historię przedstawiając wszystkie szczegóły, tak jak może to widzieć człowiek w jej wieku (do tego jeszcze wrócę). Jej matka z dziwnie zaokrąglonym brzuchem (dziecko w drodze) krząta się w małym mieszkaniu, młodsze rodzeństwo znów nie daje spokoju (starsze gdzieś wsiąkło), a ojca ani widu ani słychu – „A tata znów wróci pijany i awantura gotowa.” To ostanie to oczywiście słowa Oli, która obserwuje świat dorosłych i zdaje się krzyczeć: „Ja tu jestem!”. Z małym wzrostem przekrada się między nogami dorosłych „odpowiedzialnych” ludzi bojących się spojrzeć w dół z obawy, że za chwilę utracą grunt pod nogami. Trochę tu koloryzuję, ale tak to mniej więcej wygląda. Co prawda nigdzie nie jest napisane, że Ola jest niezauważana, a rodzice zmierzają tylko ku gorszemu, ale jednak można to odczuć, czasami nawet za bardzo (stawiając się na miejscu dziecka).
Wystarczy wyobrazić sobie scenę, w której mama i tata słyszą w telewizji o becikowym i ni z tego, ni z owego postanawiają sprawić sobie małego dzidziusia – przecież to aż 2 tys. becikowego! Takiej okazji nie można przepuścić, to… dobry interes.
Kornaga przenosi na kartki to, co większość z nas może oglądać przez okna, czyni to w sposób niewybredny, bo poprzez małą dziewczynkę, którą chyba każdy z nas ma w sobie. Dziecko, które w gruncie rzeczy nie rozumie otaczającego nas świata, choć może też i udaje? Raczej to drugie, bo gdzieś „tam w środku” czuje, że gdyby chciało zrozumieć wszystko to na pewno by oszalało. Na duży plus zasługuje styl autora, który opowiada historię dosyć prostymi, nieskomplikowanymi zdaniami i stara się nie napisać czegoś, o czym nie miałaby pojęcia główna bohaterka. Mnie osobiście urzekła stacja radiowa, w której mądrzy (przydałby się cudzysłów, ale niech im będzie) ludzie nawołują do przesyłania im pieniędzy, które później rzecz jasna ofiarują potrzebującym. Tej stacji radiowej słuchają pobożne staruszki, które nigdy nie poskąpią dla biedniejszych od siebie, tak więc pieniądze zawsze się znajdą póki na świecie są staruszkowie.
Co poza tym? W sumie ciężko mi to napisać, bo książka sama w sobie jest naprawdę niezła, ale co z tego? Czytając wiele scen, które miały wyjść dołująco i smutnie mówiłem sobie w duchu „I co z tego?”. Moim skromnym zdaniem, czy powieść, czy opowiadanie, które pisze jakiś tam autor (tym bardziej, że tak wnikliwy obserwator jak Kornaga) powinno właśnie o d b i e g a ć od codzienności i szarości otaczającego nas świata, lub, chociaż przydałoby się nadać temu „pazur” – to coś, co nie pozwala na długo zapomnieć o lekturze.
Na plus mogę też zaliczyć wzrastanie pikanterii w miarę rozwoju fabuły. Kurtyna życia w świecie dziecięcych domysłów powoli opada, a za nią, na scenie życia, gnój i syf…
Mnie „Rzęsy…” nie ruszyły aż tak bardzo, ale czytając komentarze w sklepach internetowych to książka wydaje się zachwycająca lub, co najmniej bardzo dobra. Jak dla mnie dobra z plusem.
Zakończenie – dosyć dobre i dające do myślenia, znalazło się nawet miejsce na symbolikę, co wychodzi na dobre i przez co książka pozostaje na dłużej w pamięci.

Pomimo wszystkich…hmmm…moich osobistych spostrzeżeń, bo błędów nie odnalazłem, lekturę tę polecam.

2 komentarze:

Jarosław Czechowicz pisze...

No popatrz, odwieczny spór krytyków (i nie tylko) - literatura ma imitować rzeczywistość czy od niej odbiegać?
Imituj ją nadal tak mistrzowsko :-)
Pozdrawiam

Dawid Kornaga pisze...

Dziękuję, chyląc czoła.
I może uszy, tak by sztampie w tyłek strzelić.
pozdrawiam