Nigdy nie byłem symetrystą i odkąd pamiętam, często miałem przez to problemy. Natura zawsze zmuszała mnie do opowiedzenia się za kimś czy za czymś, nie dając rozgrzeszenia za wygodne pozowanie na koncyliacyjnego agnostyka. Z perspektywy lat wydaje mi się, że bez tej skłonności do zdecydowanych poglądów ciężko byłoby mi pisać, wymyślać fabułę, kreować często śmiałe, ale jakże bliskie życiu postawy bohaterów. Przyznam, przez bycie „niesymetrycznym” prozaikiem nazbierało się we mnie sporo zawiści w stosunku do np. popularnych, więc i sprzedających wiele egzemplarzy książek autorów prozy kryminalnej. Sporo też we mnie zazdrości wobec zwinnych kreatorów literatury środka, którzy mają ten dar, że jakoś tak łagodnie traktują tę naszą rzeczywistość, niby kąsają, lecz papierowe to ukąszenia, przez kalkę umowności, taki symetryczny balans literacki. I produkują co rusz powieści, które podobają się większości elektoratu, mówią bowiem jego językiem i przybliżają jego oczywiste projekcje, nigdy nie wymachując przed nim krnąbrną pisarską pięścią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz