poniedziałek, 5 grudnia 2011

Kriegerin


Jakiś spec od zachęcających opisów filmów tak oto streścił ten obraz:

„Combat girls. Krew i honor” reż. David Wnendt, Niemcy 2011, 103 min.

Marisa, dwudziestoletnia Niemka, nienawidzi obcokrajowców, Żydów, glin i wszystkich tych, których obwinia o kłopoty swojej ojczyzny. Zachowuje się prowokująco, pije, wdaje się w bójki, a do swojej kolekcji tatuaży zamierza włączyć portret Adolfa Hitlera. Jej domem jest gang neonazistów, gdzie rządzą nienawiść i przemoc, a na porządku dziennym są suto zakrapiane imprezy.

Gdy przyłącza się do nich czternastoletnia Svena, Marisa staje się dla niej wzorem do naśladowania. Jest ona podręcznikowym przykładem dziewczyny walczącej o reprezentowaną przez grupę ideologię.

Światopogląd Marisy ulega jednak stopniowej ewolucji, gdy przypadkowo spotyka ona młodego uchodźcę z Afganistanu. Ich relacja uświadamia bohaterce, że istnieje coś więcej, niż czarno-biała rzeczywistość reprezentowana przez jej własny gang. Czy Marisie uda się wyrwać z grupy neonazistów?

Nie, nie tyle nie uda - to nie spoiler - tylko po prostu to nie o to tu chodzi, wbrew pozorom. Doprawdy, nie wiem, jakie recki zostaną wypichcone przez nadgorliwych filmokrytyków. Wiem natomiast, że po pierwsze, nie tytuł Krew i honor powinien anonsować ten film. Oryginalny, Kriegerin, czyli Wojowniczka, oddaje wszystko bezpretensjonalnie i bez zbędnych niedomówień. Polski przekład zwabi do kin być może hardkorowych lewaków, którzy będą chcieli podniecić się fabułą o zdegenerowanych neonazistach. Lub, w ramach kontrapunktu, oldskulowych szowinistów, którzy będą chcieli skserować postawy zbandyciałych miłośników segregacji polityczno-rasowych. 


A Kriegerin to historia przede wszystkim kobiet, starszych, młodszych i tych wręcz podlotków, które chcąc nie chcąc lądują na marginesie ruchów - jakichkolwiek. W końcu znajduje się jedna, może dwie harde, co mówią basta! I choć nie jest Kriegerin mistrzostwem filmowego świata, warto się skonfrontować z tą wciągającą, konsekwentnie poprowadzoną fabułą. Niewiele tu mówią, w sumie, za to sporo robią. Albo wrzeszczą. I to bardzo konkretnie. Pistolet Czechowa robi swoje w łapach ogolonego miłośnika dymiących kominów. I nie tylko on. Co dobrze służy fabule opowieści, która nie udaje blockbustera, serwującego co minutę twist w akcji pościgów i strzelanin, tylko w sposób wręcz reportażowy próbuje spenetrować to, co nam (załóżmy, normalnym ludziom) dalekie, choć jakże bliskie - niczym jakiś wirus grypy, niby zwyczajny, coroczny, a jak na kimś zakręci parol, to nie ma zmiłuj, witaj nagrobku. 


Kriegerin obfituje w wiele niedomówień, może za wiele, zamiast słów zapalenie papierosa, zamiast faszystowskich, gardłowych wykładni o porządku die Welt zwyczajne, claimowe Sieg heil!, ale środowisko nazizacietrzewionych świetnie pokazane, szczególnie kiedy widzimy ich wszystkim zusammen, śmiech, normalne chłopaki i nagle bach, wściekła muza w podkładzie, rozbryzgiwane piwo, pełna niepokojąco pociągającej witalności agresja. Autentyczna kurwica, choć źle sprofilowana, jakieś takie umiłowanie wszystkiego, co wbrew, choć w rzeczy samej staroświeckie i nierealne. To mogli pokazać tylko Niemcy. Dziewczyny, kobiety, zobaczcie naprawdę nieźle podkręcone Frauen, które potrafią uderzyć. 


Już w styczniu 2012 r. 

Brak komentarzy: