piątek, 16 grudnia 2011

Nowy Hiro nr 21

Nowy Hiro, nowy felieton Kartki z Marrakeszu


Podejrzewałem siebie o to już znacznie wcześniej, dwa, może trzy lata temu. Żeby ostatecznie przekonać się, że coś jest nie tak, potrzebowałem wielu okazji. A tych aż tylu nie było. Więc i problemu również. Okropna prawda wyszła kilka tygodni temu, jakoś tak w godzinach między 15 a 16. Dokładnie stało się to w Marrakeszu, na placu ساحة جامع الفناء,  czyli Jamaa el Fna.
Kiedyś ten słynny plac, będący archetypem wszystkich orientalnych deptaków, dzięki którym arabskie mediny miały w sobie coś z ateńskiej agory, stanowił doskonałe miejsce, gdzie można było dokonywać konkretnych transakcji. A to sprawić sobie niewolnika. A to zobaczyć w wersji live egzekucję okolicznych rzezimieszków poprzez ścięcie, wieszanie, kamieniowanie, w zależności od mody. Dzisiaj też tętni życiem, szczególnie od wieczora. Dosłownie niczym wampir budzi się z letargu i zaczyna dokazywać. Wypełniony przez zaklinaczy węży, rzępolących muzykantów, alfonsów małpek, których użyczają turystom do robienia z nimi pamiątkowych zdjęć, sprzedawców kadzidełek, błyskotek, wyciskanego soku z pomarańcz i grapefruitów, dilerów haszu, słowem wszelkiej maści marokańskich bajerantów i cwaniaczków z oldskulowym wąsikiem pod nosem, chodzących zarówno w nowoczesnych dżinsach, jak i w tradycyjnych galabijach. Wypatrują frajerów i koszą im kieszenie obietnicą, że dają coś za półdarmo. Gdzieniegdzie stoją przypięte do wozów, zmęczone życiem osiołki, rozpamiętujące dni swej witalności. Więcej w nowym numerze Hiro. 

Brak komentarzy: