poniedziałek, 18 stycznia 2010

Zakopane 0.5

Człowiek przyjeżdża do Zakopanego i robi to, co mu się podoba, pod warunkiem, że chcąc nie chcąc przeżre się w Po Zbóju czy Czarnym Stawie. Człowiek przyjeżdża do Zakopanego i robi to, co mu się podoba, pod warunkiem, że pójdzie do kina Giewont i chcąc nie chcąc zmarznie tam okrutnie, gdyż jakiś skąpiec uznał w trakcie projekcji, a co, ceprom ciepło się zrobi od filmu, to co ma im rzycie grzać piecykiem i dutki na rachunki tracić na darmo? Człowiek przyjeżdża do Zakopanego i robi to, co mu się podoba, pod warunkiem, że kiedy zamarzy mu się wjazd na Kasprowy Wierch, chcąc nie chcąc musi z krwawicy swego portfela wydać aż 42 PLN na przejazd tam i z powrotem, co jest rozbojem w goły, nagi, a nawet pornograficzny dzień; gdzie idzie ta kasa, oto jest pytanie, jakieś tajne zbrojenia, bale wystawne czy sieć burdeli dla sodomitów miłujących owieczki? Człowiek przyjeżdża do Zakopanego i robi to, co mu się podoba, pod warunkiem, że jeśli jest gołodupcem, nie ma co tam szukać, chyba że chce żywić się podrzędną padliną w tamtejszych nielicznych barach mlecznych czy wcinać góral burgery, po których obfite wiatry rozerwą mu tyłek, chyba że chce marznąć na dworze i patrzeć z zazdrością na pasibrzuchów za szybami Stek Chałupy, Watry i Owczarni, chyba że chce chodzić tam i z powrotem jak tych paru etatowych czubów zakopiańskich, jeden idzie Krupówkami, kolędy śpiewa nieudolnie, pyskiem szczerbatym epatując przyjezdnych, drugi, zmęczony życiem dziadek z gitarą, zawodzi jeszcze gorzej, do tego krąży nieustannie kilkunastu naciągaczy, jeden i drugi: dla dziewczynki chorej pieniążki zbierają, trzeci i czwarty: fotki profesjonalne z przemęczonym reniferem oferują, szósty, ósmy i jedenasty: opylają pod Gubałówką rzekomo oryginalną śliwowicę, piętnasty rodzaju żeńskiego: luksusowe kwatery „prawie w centrum” poleca. A jednak kiedy człowiek przyjeżdża do Zakopanego, nie gdzie indziej, bo gdzie indziej nuda niemożebna, po dwudziestej ino wicher wieje, nawet nie halny, zaspany wicher, co jedynie do picia wódki z tej niemocy zachęca i czynów karalnych, to ten człowiek robi to, co mu się podoba, pod warunkiem, że chcąc nie chcąc któryś już raz z kolei zawitał do Zakopanego…

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Żałuję, że nie mogłam wcześniej przeczytać tego wpisu na Pana blogu. Kilka dni później byłam w Zakopanem na jeden dzień. Kocham góry i Zakopane (kojarzy mi się z dawnymi czasami cyganerii artystycznej). I czytając ten wpis, uśmiecham się sama do siebie, gdyż prawie wszystko mogłam zobaczyć i przeżyć. Widziałam zmęczone renifery, starszego pana z gitarą , który chodził z miejsca na miejsce ', a nawet wesołego kolędnika (z głośnym: „Śpiewajcie i grajcie muuuu, małemuuuuu...” ). Na dodatek pokusiłam się na szybki posiłek w Góral Burgerze. Gazy to nic w porównaniu z długą nocą nad sedesem :) .
Zajrzałam na Pański blog przez przypadek. Jestem tegoroczną maturzystką i jedna z Pańskich książek jest włączona do mojej pracy maturalnej :). Niech trzyma Pan za mnie kciuki!
Pozdrawiam- M.

Dawid Kornaga pisze...

Zatem: trzymam kciuki!