Typowa polska plaża na pierwszy rzut oka to chaos. Idziemy tam z zamiarem przeżycia sielanki, która może zakończyć się pechowo. I wcale nie chodzi o poparzenia (słoneczne lub przez meduzy). Kto bywał w Stegnie Gdańskiej, Ustce, Jastarni, Władysławowie, Krynicy Morskiej, ten na pewno przeszedł szybki kurs darwinowskiej walki o byt. Na plaży władza sądownicza rzadko się pojawia, chyba że doszło do ewidentnego naruszenia prawa. Trzeba przyznać, w miejscowościach turystycznych policja czy straż miejska przyjeżdżają w miarę szybko i usuwają awanturujących się plażowiczów. Natomiast ogólnie na naszych bałtyckich plażach panuje coś w rodzaju liberum veto. Większość rozkłada się, jak lubi, przenosząc prawie jeden do jednego swój prywatny dom na publiczny piasek i wprowadzając swoje małe autorytarne rządy. Parawany służą za tymczasowe mury berlińskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz