Wielu autorów powieści, opowiadań, scenariuszy czy innych pokrewnych form twórczości ma ogromną potrzebę epatowania. Miłość staje się jedynie pretekstem, żeby pokazać konkrety. Czyli miłości tej skutki. Lub nawet nie miłości. W świecie nieustannych aktualizacji Android i iOS, a tym samym update’u setek milionów aplikacji, w świecie efemerycznych trendów i spontanicznych opinii oraz jeszcze bardziej wymyślnych hasztagów, wreszcie w świecie pornografii dostępnej po kilku kliknięciach, w świecie klubów dla swingersów, miłośników wielopłaszczyznowej poliamorii, w obszarze wszechstronnych preferencji seksualnych na różnych poziomach, praktycznie każda próba szokowania opisami czy nagraniami seksu z góry skazana jest na artystyczną porażkę. Chyba że ktoś (a zapewne zawsze się taki w końcu znajdzie) wymyśli jakiś oryginalny patent, który znów wszystkich zaskoczy, a my przetrzemy oczy, „czegoś takiego to jeszcze nie było!”. Nie zmienia to faktu, że ostatecznie chodzi o skandal, o bulwersowanie. Czytaj: w praktyce monetyzację przedstawionej miłości/seksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz