Mój „problem” od nastoletnich lat polegał na tym, że pisząc swoje pierwsze fabuły, nie miałem pojęcia, jak ja się z tego wszystkiego kiedyś utrzymam. Ze słów dawania. Na różne sposoby. Byle żyć ze słów dawania, nigdy przez słowa przymuszany do uwłaczająco niskopłatnej harówy, z której zadrwiłby sam Reymontowski Boryna, wspomagany przez chichoty Jagny. Na końcówce liceum wyobrażałem sobie bezczelnie, że będę wykładowcą filozofii, a przy okazji autorem fikcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz