
Pierwszy, z luzacką niefrasobliwością wymierzony rozświetloną i rozpijaczoną witryną w stronę Pałacu Prezydenckiego (zamieszkiwanym jak na razie przez przedziwne stworzenia, których nie ogarnie nawet wyjątkowo chłonna, a tym samym tolerancyjna dla dziwów tego świata erudycja speców z National Geographic), obecnie zagrożony absurdalną, czyt. urzędniczą groźbą odebrania koncesji, czyli de facto likwidacją; uwielbiany i kochany, którego nazwa dla wielu wieczorno-nocnych Marków, uwikłanych w jego gastronomiczne i towarzyskie atrakcje, brzmi niczym amen w pacierzu lub Ojcze nasz, który pijesz i zakąsasz, a więc: Przekąski Zakąski.
Drugi, nowicjusz w biznesie, nieco skromniejszy w metrach kwadratowych, położony brawurowo na wściekle konkurencyjnej ulicy Foksal, o inspirującej zarówno wyobraźnię, jak i wątrobę nazwie Meta, skrojony, a właściwie to odtworzony wiernie wedle późno gomułkowskiego dizajnu, czyt. wystroju odnośnie detali i detalików, że wchodząc nucisz:
Za towarzysza Gierka
To się jadło,
To się piło,
Rosły długi,
Że aż miło.
I do dziś – poniewierka!
Krótka a la social media sonda wykazała, że ci, którzy krytykują na wstępie Metę – najzwyczajniej w niej nie byli. Dotąd i potąd. Za to na pewno wszyscy bawili w Przekąskach, doświadczając honoru polania pięćdziesiątki przez pana Romana.
Nie ulega wątpliwości, że Przekąski i Meta stanęły do boju o portfele i lajtową lojalność natural born przekąskowiczów. Znając markę tych pierwszych, udaliśmy się komisją chętną do zakąszania do Mety, by wyrobić sobie opinię porównawczą i wnioski prawie że ostateczne wysunąć, co by tą wiedzą podzielić się z poszukiwaczami małych i dużych inspiracji.
Sprawa przedstawia się dziecinnie prosto, chociaż raczej dzieciaki nie bywają w tych miejscach. Nie chodzi bynajmniej o stronnicze podsumowania, niech bezinteresowne obserwacje mówią same za siebie.
Przekąski to miejsce artystowskie. Literaci, malarze, graficiarze, śpiewacy i filozofujący żacy. Pod to rodowodowe towarzystwo wślizgują się smakosze jałowej retoryki czy niedoszli artyści, czyt. rtyści z agend reklamowych; bywając tu, w tłoku, dymie i amoku, próbują świadomie lub nie podpiąć się pod tych, co mają coś do powiedzenia, a nie tylko sprzedania. Zdarzają się jednak rtyści wartościowi, muszą tylko pomóc sobie w znalezieniu "co chciałbym mieć na myśli", Przekąski to dobry sposób na pierwsze poszukiwania po ósmej pięćdziesiątce. W ostatecznym rachunku dzięki pomieszaniu i zbełtaniu powstaje sporo pozytywnej energii, gwar, tłok, zaduch, hipnoza tłumu, sprzeczności, dialektyki stosowane i niestosowane, humory, kaprysy, smaki, absmaki, konotacje, obnażanie, no i wysokie rachunki, bo jak zaczniesz płacić za polewanie sobie Gorzkiej Żołądkowej, kamracie, to ona będzie się lała i lała nieokiełznanie, żądając na podkład nowych przekąsek i zakąsek, wciąż na nowo, no co, dawaj, misiu, nie wymiękaj, raz się żyje, Boga nie ma, jest izba wytrzeźwień, do pierwszego, mimowolnego pawia na/za kołnierz sąsiada.
Meta to miejsce plebejskie. Kameralne. Przyciszone pomimo lecących na okrągło hitów z czasów, kiedy Czterdziestolatek kupił swojego pierwszego malucha. Tu się bardziej je i pije, niż gada i gada. Meta wygrywa piwem butelkowym Warszawiak z browaru w Konstancinie. Wygrywa piwem beczkowym Dawne. Wygrywa genialnym tatarem, zasługującym na mokry pocałunek samego Macieja Nowaka; to dzieło same w sobie, dopracowane w każdym detalu, posiekana cebulka, posiekane pieczarki, posiekany ogórek, żółtko z dupki jakiejś kurki liliputki, pulpa mięsna akuratna, wybełtaj, zaczniesz wpieprzać, że uszy ci odpadną.
Jednakże Meta w ostatecznym rozrachunku – przegrywa; nie tyle metrażem, Meta przegrywa brakiem niewymuszonego dialogu, zapatrzenia nie na zmyślne gadżety z epoki Milicji Obywatelskiej, te wszystkie wody brzozowe, proszki IXI, żyrandole opasłe, w których można by upchać wszystkich internowanych działaczy zdelegalizowanej Solidarności. Pełno tu miejsc siedzących, a skoro siedzących, to alienujących. Przychodzisz, zamawiasz, konsumujesz, szczęście, gdy masz towarzystwo, inaczej kicha, schiza nad meduzą i lornetą, gra peerel w głośnikach, w uszach cisza, smuta, co ja tu, kurwa socjalistyczna, robię? Przekąski zmuszają do stania. Męczysz się, lecz stoisz. Integrując się, gdy taki flow, poznając, zaznaczając, ekspresja, obsesja, cha, cha i hi, hi z każdej strony, medina a la Facebook, stoisz, więc jesteś, cholernie jesteś. Jak w pewnym popularnym, czynnym do wschodu słońca barze przy hotelu Martinez w Cannes. Ludzie stoją po pięć godzin. I gadają, gadają, gadają, masakrując sobie struny głosowe.
Meta rozpija. Hojnie, lecz rozpija (w obydwu lokalach króluje Gorzka). Siedzisz i spożywasz doła. W Przekąskach dwoisz się i troisz. By paść potem na czworaka. Z zadowoleniem.