poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Pośród neomagnatów

Wiosenna łańcuchowo-pedałowa eksploracja okolic wokół Kabat. Zawiało nas do Konstancina. Mieszkają tam absolutni bogacze, czołówka potentatów finansowych III Rzeczypospolitej, wille ochrzczone imionami, właściwie już pałace z podjazdami dla samochodów, otoczone małymi laskami, wieżyczkami z armatami i snajperami, by nie przypętał się jaki dziad, sfory krwiożerczych bestii zwanych tylko z grzeczności psami wysyłają ostrzegawcze dźwięki nawet ptakom, które ośmielają się spocząć na ogrodzeniu – zapewne owi błogosławieni przez papiery wartościowe i akcje neomagnaci odprowadzają sporo do kasy miejskiej, na dodatek wokoło mnóstwo świeżych, ekskluzywnych osiedli, Konstancja, Srancja, Dupancja, a ścieżek rowerowych jak w jakimś zapadłym postpeerelowskim miasteczku. Nie pomoże rower nawet z amortyzatorami. Wykończeni mierzeniem się z ubitymi ścieżkami przy drodze, narażeni na otarcie z pędzącymi samochodami, dotarliśmy do Gościńca Kołomyja (kolomyja.pl); warto było. Ceny jak w centrum miasta, nawet radykalniej, zachodniej metropolii, przy stolikach goście, od których już na pięć metrów śmierdziało straszliwą kasą. Takie nieco zblazowane towarzystwo, panienki w panterkowych rękawiczkach, trafił się i otyły gangster ze swoją minikochaneczką, do tego trochę wesołych, ultrarasowych psów brykających pośród stolików na zewnątrz, jakiś szalony kot pojawił się na dachu restauracji, no afera, sensacja, atrakcja turystyczna, od razu poderwało się od posiłków trzech właścicieli lustrzanych cyfrówek i dawaj w kociaka serię shotów pamiątkowych. Jedzenie przepyszne, rekompensujące dilejting kalorii na dotarcie tutaj. Powrót przez Powsin, trudny slalom wśród rodzinek odświętnie ubranych, podpici wujaszkowie, nadające cioteczki, dzieci, dzieciaki, dziecioroby, zgodnie w familijnych grupkach spalający hałdy kalorii, którymi się obsypali przy stołach od niedzielnego świętowania na pamiątkę transformacji ich zmartwychwstałego mesjasza w lewitującego zombie.

Brak komentarzy: