środa, 16 grudnia 2009

Fabryka


Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o liceum wojskowym, a nie było dotąd okazji… Teraz możecie nadrobić tę zaległość dzięki wspomnieniowej powieści Krzysztofa Beśki. Nie jest to powtórka z Miasta i psów Llosy; Beśka operuje inną temperaturą narracji i klimatem fabuły, by wiernie, bez udziwnień przybliżyć czytelnikom cztery lata w miejscu, w którym uczyli się i swawoli juniorzy polskiego oręża. Wielu z nich później faktycznie zostało wojskowymi, sam autor „nie podołał”, ale za to napisał tematyczną książkę, prosto z frontu.

Jeśli wszystkie epizody, zawarte w Fabryce, są prawdziwe (a pewnie są) to naprawdę na podziw zasługuje precyzyjna pamięć autora. Tym trudniejsze obrał sobie zadanie, że zamiast skupić się na swojej osobie, „byłem, zrobiłem”, pod lupę wybrał kolektywnego bohatera – swoich szkolnych kolegów. Ujawnia się tylko czasem i te wyznania zdają się być bardzo szczere: relacje z kobietami czy powody, dla których nie zdecydował się na karierę oficera. O ile w swoich dotychczasowych książkach Beśka punktował ciemne strony nastawionej na konsumpcjonizm rzeczywistości, w Fabryce rozliczył się z samym sobą, tym kilkunastoletnim chłopakiem, który sam jeszcze nie wiedział, czego chce. Fabryka wydaje się pewną formą terapii, wyrzucenia „historii autora”, a przy okazji puszczenia oka do wszystkich, którzy mieli w niej swój udział.

Wbrew tytułowi absolwenci Fabryki nie wyszli na frajerów; może niektórzy byli nimi, idąc tam. Trudno jednak oczekiwać od piętnastoletniego chłopaka, na dodatek w czasach, gdy Polska nazywała się jeszcze ludowa, podejmowania świadomych, w pełni dojrzałych decyzji. Beśka z humorem opisuje te małe i duże rozczarowania licealną codziennością, biorąc na celownik również nauczycieli. Szczęśliwie, nie na zasadzie zemsty po latach, bardziej dopełnienia całości obrazu. A nie było lekko. Państwo socjalistyczne obiecywało wychowankom złote, żołnierskie góry. Jak to zatroszczy się o nich, ubierze, nakarmi, glorię i chwałę zapewni. Już na samym początku niektórzy chłopcy dostali mundury nie na swoją miarę, szkolna stołówka karmiła skąpo, kucharki kradły mięso... Fabryka obfituje w mnóstwo takich anegdot. Pomimo wielu braków i niedoborów, chłopcy wynieśli z liceum jedną korzyść: przyjaźń, która, jeśli wierzyć autorowi, łączy ich do dzisiaj bardziej niż wszystkie nasze-klasy i Facebooki razem wzięte.

Brak komentarzy: