czwartek, 1 kwietnia 2010

Wystawa: Szyma

Wernisaż Wiadomości Grzegorza Szymy. Prace pełne wrodzonej czupurności, kontestacyjność antysystemowa, a raczej: antyzwyczajność. Z akcentem naturalnego humoru, bez domieszki anarchistycznej kpiny, raczej z nadmiarem przemyślanej, a mimo to osiągniętej spontanicznie ironii. Wrażenie robi Kalendarz 2004. To projekt łączący bezpośrednio (i bezkompromisowo) życie artysty z tworzonym przez niego dziełem. Konsekwencję z mimowolnym cynizmem. Cel mający na smyczy użyte środki. Koncept: odnotować za pomocą kostek ilość orgazmów w roku. Każda kostka to jeden dzień. Zaznaczona kółkiem oznacza doznaną rozkosz. Szyma przyznaje się w czterech czy pięciu kostkach, że nie miał siły na kontynuację dzieła, szczególnie w Sylwestra. Nadrabia zaległość w trzystu sześćdziesięciu. Dzień za dniem żył w świadomości, że każdy jego potencjalny stosunek musi zostać "odnotowany". To może stresować. Nie tylko oddany za pomocą artefaktu, ale jeszcze z zaznaczeniem, czy spełnił się seksualnie, czy nie. Być może powyższy ekshibicjonizm razi swoją jednoznacznością. Sprzęgnięty jednak bezpośrednio z życiem artysty, który konsekwentnie przez cały rok monitoruje swoją płciowość, robi wrażenie. Pokazuje nadmiar. Pokazuje luki. Pokazuje człowieka, który zamienia się w narzędzie artystycznego przekazu. Jedni wzruszą ramionami na to uprzedmiotowienie organów płciowych, drudzy uśmiechną się, nabierając dystansu do skonwencjonalizowanej miłości - w końcu nawet najbardziej romantyczna kolacja zazwyczaj kończy się wymianą płynów. Szyma nie boi się włazić pod skórę. Szczególnie swoją.
I to usprawiedliwia jego poszukiwanie. Czy odnajduje - warto osądzić osobiście. Wystawa trwa do 23 kwietnia, galeria TEST, Warszawa, Marszałkowska 32/50.

3 komentarze:

akemi pisze...

Jakoś średnio mnie interesuje, czy pan Szyma miał orgazmy i ile ich było w ciągu roku. Jakikolwiek ekshibicjonizm podany w formie czy to artystycznej czy zwyczajowo-prostackiej bardziej mnie razi niż prowadzi do twórczych wniosków;-)

Dawid Kornaga pisze...

Zapewne powyższa recenzja nie jest w stanie ogarnąć autoironii, która cechuje Szymę. Myślę, że warto skonfrontować się osobiście z jego doznaniami - nie wszystko, co tworzy, jest warte odnotowania, pewne jednak artefakty autentycznie robią wrażenie swoją bezpretensjonalnością i poczuciem humoru.

akemi pisze...

Możliwe, ale nie pojadę do Warszawy, by osobiście móc się przekonać o jego bezpretensjonalności i poczuciu humoru. Poprzestanę na tym prowincjonalnym, bardziej mi dostępnym.
"Autentyczne artefakty" - cóż to za przepiękny idiom!:-))