wtorek, 6 stycznia 2009

Szczypanie nosa

Zaatakowała w piątek wieczorem, opierałem się przez parę godzin, lecz był to opór polskiej reprezentacji w starciu z brazylijską. Poległem około piątej nad ranem, rzucając białą, zasmarkaną chusteczkę na podłogę w sypialni. Gorączka jak u Nel W pustyni i w puszczy. Rosołek nie pomógł, trzeba było dołożyć do niego antybiotyk Amotaks, choć jak na razie nie widzę jakiejś szczególnej poprawy, wręcz przeciwnie, jestem blady, zakatarzony, "zakaszlany", słowem witaj chorobo na całego.

Choroba, choć zamieniła mnie w stwora z widmową twarzą, osłabionego jak polska gospodarka, przynajmniej na tyle się przydała – widzę to wyraźnie na termometrze – że nie wychodzę na zewnątrz. Nie tylko w Warszawie już dawno nie było takich mrozów; nawet Szarik zaszyłby się w Rudym 102 i nie wystawiał pyska ani na minimetr. Kto zatem chodzi do kiosku po prasę? Tutaj przekonam wszystkich singli, tych z nadania i tych z widzimisię, że naprawdę warto żyć w związku. To się zawsze przydaje. „Nie ma to jak poświęcenie, kochanie”. Poza tą oczywistą zaletą bycia złożonym przez wirusy, bakterie i inne dziwne mendy, które pokazywała kiedyś tak sugestywnie francuska kreskówka Było sobie życie, reszta jest monotonnym stanem apatii i nicnierobienia, wyplutych z flegmą chęci, wysmarkanej woli. Próbuję trochę pisać, lecz wyraźnie czuję, że nie mam tyle mocy nie tyle w umyśle (oby!), ile pod opuszkami, mordującymi się z klawiaturą. Większość czasu przeznaczam na lektury, lecz i to męczy jakoś podejrzliwie szybko, literki toną w antybiotykowym rozmemłaniu. Odkryłem, że jedynie obraz jest w stanie utrzymać mnie na powierzchni, a więc jako takiego funkcjonowania. Komedie i horrory, to jest to, co lekarze powinni dopisywać na recepcie. I tak, zaliczyłem brawurowo i z poświęceniem trylogię American Pie. Zdumiewający cykl. Kto kiedyś cieszył młodociany móżdżek lajtowowo erotyczną sagą produkcji izraelsko-niemieckiej Lody na patyku, ten przy American Pie stwierdzi ze zdumieniem, jak kino poszło dalej. No właśnie, w czym dalej? Nie, nie w erotyce, pośladki, piersi i takie tam to niekiedy nużąca scenografia dla tego, co tak naprawdę najciekawsze w American Pie – dialogi. I sytuacje zmierzające. Zmierzające do zaliczenia panienki. American Pie jest kawałkiem z tych, które albo można pokochać od pierwszego obejrzenia, albo znienawidzić: za często zatrważająco prostackie gagi, przestylizowane scenki wszelkich komplikacji, w które wikłają się bohaterowie. Mnie ujęło przeniesienie do czasów, kiedy został rok do matury. Bo tyle mają prawiczki z pierwszej części. Każda dziewczyna powinna obejrzeć Pie, może to by ją przekonało, że nie ma co uświęcać swojego tyłka dla wielkiej miłości z tym pierwszym i jedynym – tylko dać się ponieść choć przez chwilę niezobowiązującej namiętności, o ile tak można nazwać hormonalną powódź. American Pie zaskoczyła mnie też niewiarygodną wprost ilością wulgarności, zapodanej jednak w sposób dowcipny, konsekwentnie. Postaci są arcykomiksowe i to jest klucz do zrozumienia tego (nie)głupiego filmu. Jeśli kupisz konwencję, jeśli poczujesz się w wieku bohaterów tego filmu, jeśli nie oparłbyś się miękkiej szarlotce, którą można… zaliczyć na blacie w kuchni, to witaj w domu; dobra zabawa gwarantowana jak recesja w dwa tysiące zero dziewięć, a może i dziesięć. Gdybym miał teraz o czternaście lat mniej, odpalałbym Pie co tydzień, by szukać inspiracji; nie ma nic ciekawszego niż zrywanie lasek, panowie i panie (także).

Specyficzne filmy specyficznymi filmami, warto na koniec polecić wyjątkowo trafny felieton Jerzego Pilcha. W skrócie: to rzecz, by jako np. pisarz, kiedy już piszesz recenzję książki innego autora, nie oczerniać go – nawet jeśli dana rzecz ci się nie podoba. Coś w tym jest, szczególnie kiedy pomyślę o moich kolegach po fachu, którzy przywalili moim książkom w sposób chamski, bez empatii i przyzwoitości. Pilch wspaniale to wyjaśnia, nic tu dodać. Przy okazji pragnę się pokajać, że i mnie zdarzyło się parę razy kogoś – jednak nieznanego mi osobiście – pochlastać, choć bardziej w hermetycznym kontekście, nie publicznie. Może jestem na antybiotykach istotą o mizernej obecnie witalności, ale obiecuję poprawę, bo.

Brak komentarzy: