Antologie
opowiadań są jak brutalne castingi. Czytelnik okazuje się bezwzględnym jurorem,
który swojemu gustowi wskazuje palcem zabij
lub pozwól żyć niczym podczas walk
gladiatorów. I tak, z Zemsta jest kobietą
ostaje się z tego śmiertelnego pojedynku, który stoczyło ze sobą dwunastu
gladiatorów-autorów, jeno trzech, których styl albo pomysłowość pozostały w
mojej pamięci.
W
Sto dni lata Przemek Gulda świetnie
wnika w psychikę roznamiętnionej, rozmiłowanej, wreszcie rozczarowanej uczuciem
kobiety. Wbrew przesłaniu antologii, tutaj raczej mężczyzna okazuje się
mścicielem, ale to drobiazg, który nie wpływa na odbiór całości.
W
Oczach wieprza Dorota Stachura mierzy
się z idiosynkrazjami dnia powszedniego; epizodyczność wątków i tak już krótkiej
noweli pozostawia uczucie niedosytu, na szczęście rekompensowane jest to
ciekawą frazą i poczuciem humoru.
W
Moim prywatnym akcie oskarżenia, bez wątpienia najbardziej
zabawnym i konsekwentnie skonstruowanym opowiadaniu z całego tomu, Daniel
Koziarski zaprasza do porachunków z lanserami współczesnej literatury polskiej.
Zabawa jest tym przednia, że bez trudu można się domyślić, pod warunkiem
zorientowania w tytułach i autorach, o kogo chodzi, komu się dostało i za co. A nawet jeśli nie ma bezpośredniej korelacji między protagonistami opowiadania a ich pierwowzorami, nie zmienia to percepcji, ponieważ nie o klucze środowiskowe tu chodzi, ale o wzorce i postawy, które obnaża Koziarski.
Mój prywatny akt
oskarżenia
to cały Koziarski w pigułce – błyskotliwy szermierz, trafiający w czułe punkty
rzekomo wartościowej prozy, promowanej za ciężkie pieniądze na półkach empików.
Czytając, z kulą w gardle czekałem, czy aby nie dobrał się i do mnie.
Szczęśliwie nie. Ale nawet gdyby, to schyliłbym głowę pod topór jego krytyki.
Nie ma bowiem autora, który nie zasłużyłby na parę kuksańców. Koziarski jeździ po pisarzach nie dla upodlenia
kogokolwiek, on robi to z autentycznej pasji, żeby ocalić pewne wartości, a
równocześnie wyśmiać pozorantów, gwiazdki jednego sezonu, gatunkowych hosztaplerów,
którzy nie mają nic do zaoferowania i powiedzenia, są albo epigonami, albo
nijakość frazy i braki warsztatowe próbują nadrobić tanią kontestacją czy
wyświechtaną fabułą.
Mój prywatny akt
oskarżenia ratuje Zemstę, będąc
jej zabawną, a równocześnie śmiertelnie
poważną perełką. Dlaczego, tego nie zdradzę, żeby nie psuć radości czytania. Trzeba po prostu wejść do tego
literackiego Colosseum i obejrzeć walkę, głosując, kto polegnie, kto się
ostanie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz