Pot i piwo
Nienawidzę kibiców. Owszem, są pożyteczni, kiedy
piłka w grze, hojnie nabijają produkt krajowy brutto, są też niezbędni, aby stadionowo-telewizyjny
biznes kręcił się bez problemów, a domy mediowe trafnie obstawiały bloki
reklamowe sieczką adwertajsingową. Nie zmienia to smutnego faktu, że ich
nienawidzę. Nie mam na myśli kiboli, ci nawet nie kwalifikują się do obiektu
mojej nienawiści; powinni siedzieć za kratkami, a nie lansować się na
podmiejskich ustawkach.
Nienawidzę kibiców
za to, że potrafią to, czego nie potrafię ja – tworzyć wspólnotę. Być jej
częścią. Być wspólnotą samą w sobie. Jasne, łatwiej im: jak się wspólnie
napiją, to i wspólnie pokrzyczą i wspólnie się wysikają. I nie takie melanże
odstawią, że zadrży niejedno serce dzielnego policjanta czy ochroniarza
wydelegowanego do egidy nad rozweselonym i rozbestwionym towarzystwem.
Ujednoliceni kolorami flagi, emblematami drużyny, godłem orła białego,
czarnego, jednogłowego, dwugłowego, cokolwiek tam jeszcze nacjonalizm wymyśli.
Z obślinionymi wuwuzelami, szalikami, bębnami oraz odłożoną kasą na piwko
stanowią grupę nie do zdarcia. Gdziekolwiek się znajdą, niczym prywatna armia
robią, co im się podoba i żaden oburzony misiek im nie podskoczy.
Kibice są tylko
czubkiem góry lodowej tego nie tyle zjawiska, ile prawidła: bez grupy to ty
puchem marnym jesteś – napisałby współczesny wieszcz. Jestem osobą, która nie
marzy o wejściówkach na mecze euro, która nie podnieca się zakupem biletu na
koncert, która organicznie nie spełnia się w tłumie. W sumie to dobrze,
ponieważ podczas mojego pogrzebu (no, kiedyś) zdecydowanie będę odseparowany od
konduktu, absolutnie nie czując z nim żadnej więzi. Gdyby istniało życie
pozagrobowe, pewnie znalazłbym swoją niszę czy to w piekle, czy w niebie, choć
znając siebie, konkretnie, moje liczne przewinienia, przeszłe, teraźniejsze i
przyszłe, na sto procent oddelegowano by mnie do tej pierwszej miejscówki. Bez
zbędnego zażenowania zacząłbym cieszyć się spontanicznie tym swoim małym
piekiełkiem, zupełnie pozbawiony chęci na integrowanie się z tamtejszymi
uznanymi rezydentami – wszelkimi Hitlerami tego świata. Czytaj więcej lub w wydaniu papierowym
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz