piątek, 9 sierpnia 2013

Hiro 37, nowy felieton

Żeby zrozumieć Saszę, którego poznałem gdzieś pod Syrakuzami, trzeba pokrótce poznać przyczyny jego euro-, fonetycznie po ukraińsku jeurooptymizmu. Sasza jest pięćdziesięcioczteroletnim lwowianinem, który dosłownie poczuł na karku upadek Związku Radzieckiego i przytłaczający portfel ciężar transformacji. Miał prostą opcję: albo będzie dziadem, albo kimś. Bez opcji hamletyzowania. Lata dziewięćdziesiąte, opowiadał całkiem sprawną polszczyzną, to nieustanne wyjazdy. Biznesowe, jeśli można je tak eufemistycznie podsumować. Sasza był w Polsce więcej niż... Polak. Praktycznie w każdym województwie. Handlował mięsem. Brzmi niewinnie. W praktyce oznaczało masowy przemyt. 
Więcej w wersji drukowanej lub zdigitalizowanej.