Mało
co tak męczy, jak świadomość, że ktoś pomimo udziału w czymś
przyjemnym, niekoniecznie brał w tym stuprocentowy udział. Że
zamiast zanurzyć się do końca, dryfował na powierzchni. Co
najgorsze, nikt go do tego nie zmuszał, sam się zmusił.
Takie
czasy, że każdy, kto ściągnie sobie odpowiednią appkę na tablet
czy smartfon, może dzięki niej nagrywać i fotografować niczym
zawodowiec. Do tego jeszcze podrasowywać swoje wyczyny różnymi
filtrami, tak że np. zwyczajny ogórek na zdjęciu już nigdy nie
wygląda jak zwyczajny ogórek na zdjęciu. Od tej chwili ogórek
zamienia się w ogórka vintage, amaro czy X-Pro II. Dodatkowo można
wstawić wystylizowaną ramkę i powstaje unikalne dzieło, zapisz,
fru, leci w świat. Teraz każdy ma nie tylko swoje 5 minut sławy,
teraz każdy ma swój upload. Generacja Instagram prześwietla swoje
życie, życie innych, publikuje i multiplikuje wszystko, co się jej
nawinie i co uzna za interesujące. Każdy, uznaje Generacja
Instagram, nosi w plecaku buławę reportera, publicysty, mistrza
twittów i postów.
W
tym zalewie nadprodukcji blogów, socialmediowych publikacji, linków,
wrzut, odnośników, poleceń i lajków nie przestają fascynować
ci, którzy poszli znacznie dalej w swojej pasji – oddają się jej
w sposób straceńczy. Zamieniają się w tuby, zatracając poczucie,
po co, dlaczego, dla kogo i w ogóle co oni tu robią. Jest ich
sporo, tutaj z uwagi na ograniczoną ilość znaków, poświęcę
uwagę tym najbardziej wyrazistym, dominującym w netosferze. Wbrew
pozorom najbardziej szkodzą sobie. Czytaj więcej w wersji elektronicznej lub papierowej.